Do listopada 2009 r. pisało się o Jones, że jest cudowną 30-latką, która sprzedała rekordową liczbę 40 mln albumów.
[wyimek][link=http://empik.rp.pl/featuring-norah-jones-jones-norah,prod59120273,muzyka-p]Zobacz na Empik.rp.pl[/link][/wyimek]
Debiutancka płyta „Come Away with Me” z 2002 r. zdobyła osiem Grammy i sprzedała się w 18 mln egz., kreując nową modę na delikatne granie i młode wokalistki. Ubiegłoroczna, „The Fall”, mimo przebojowej piosenki „Chasing the Pirates” nie powtórzyła sukcesu pierwszych cd. Rok po tamtej premierze Blue Note proponuje nowy album. Zawiera nie nowe, jednak do tej pory rozproszone piosenki Nory śpiewane w duetach.
Takie płyty zazwyczaj nie podobają się w całości. Przydarzyło się to również Jones. Najsłabiej wypada „Virginia Moon” z Foo Fighters, gdzie wokalistce przypadła rola wokalnego cienia podążającego w ślad za główną, niezbyt udaną partią Dave’a Grohla. O ileż wspanialej brzmi standard „Love Me”. I nieważne, że to piosenka śpiewana solo, a nie duet.
Największą frajdę przyniosły mi kompozycje w stylistyce na co dzień niekojarzonej z wokalistką, wykonane z młodymi czarnymi muzykami osadzonymi w rapie bądź muzyce klubowej. To akustyczne „Take off Your Cool” zaśpiewane razem z Andre Benjaminem z OutKastu, „Life Is Better”, które ożywił elektronicznymi bitami Q-Tip. A także „Soon the New Day” Taliba Kweli. Czuć, że Nora, wychodząc poza swoją konwencję, ożywa, nabiera muzycznych rumieńców. Może to recepta na jej przyszłe sukcesy?