No właśnie, czy zespół, który przyjeżdża do Warszawy, to „prawdziwy” Swans? To pytanie zasadne, bo w składzie brakuje Jarboe – niesamowitej artystki, która nadała muzyce grupy ten trudny do zdefiniowania pierwiastek.
[wyimek] [link=http://blog.rp.pl/zkulturanaty/2010/09/03/z-kultura-na-ty/]Z Kulturą na Ty! - poleć swoje wydarzenie kulturalne[/link][/wyimek]
Twórcą formacji jest Michael Gira – kompozytor, autor tekstów, gitarzysta i wokalista. Kiedy w 1982 roku w Nowym Jorku powoływał do życia Swans, kiedy grupa wydawała pierwsze albumy („Cop” – 1984 i „Greed” -1986), to on był tym jedynym, kreującym muzykę. Jeszcze niezbyt oryginalną – wywodzącą się z punka, industrialu, prostą. Dopiero przyjście do zespołu Jarboe stało się przełomem.
To nie tylko świetna wokalistka obdarzona charakterystycznym głosem. Jej osobowość wpłynęła na muzykę grupy w sposób trudny do przecenienia. To nie był tylko nowy głos – zmieniły się też kompozycje Swans, stały się ciekawsze, oryginalniejsze, bardziej wciągające. Owo połączenie energii, depresyjności i szorstkości Gira z ulotnością, melancholią i melodyjnością Jarboe dało tak piorunujący efekt (w 1987 roku wyszedł album „Children of God”, rok później wyprodukowany przez słynnego Billa Laswella „The Burning World”, a w 1991 roku „White Light from the Mouth of Infinity” – trzy najpiękniejsze płyty Swans).
Późniejsze dokonania zespołu nie są już tak jednoznacznie oceniane. Z jednej strony jego utwory stały się jeszcze bardziej rozbudowane, Gira używał coraz więcej sampli i elektroniki, komplikował kompozycje. Ale z drugiej strony muzyka Swans stawała się coraz mniej komunikatywna. Po wydaniu „Soundtracks for the Blind” (1996) zespół przestaje istnieć.