Będzie Wigilia, może pójdę na pasterkę, jak dotrwam. A potem siedzenie przy stole. Niestety. I czekanie, aż się skończy jedzenie bez końca. Myślenie, żeby przyszedł powszedni dzień. Może to się zmieni, jak urządzę pierwszą Wigilię w moim drewnianym domu, który buduję. A może znowu się rozczaruję?
[b]Zawsze może pan się pocieszyć piosenką „Rozmowa z Bogiem” z debiutanckiej płyty. Jaka to rozmowa?[/b]
To jedyny mój tekst na płycie i pewnie rozmawiam z Bogiem tak jak wszyscy. Dla jednych to jest Jezus, dla innych Allah, Jahwe albo Demiurg. Osobiście staram się wierzyć w Pana Boga katolickiego. Lubię o nim rozmawiać z księżmi, wśród których mam wielu przyjaciół. Sam byłem pilnym ministrantem i chciałem zostać osobą duchowną, ale jak dojrzałem – zmieniłem zainteresowania. Bóg też się zmienia w zależności od księdza, z którym się rozmawia. Ksiądz Tischner powiedział, że nie zna nikogo, kto by stracił wiarę po przeczytaniu Marksa i Engelsa, a są tacy, którym się to przytrafiło po kazaniu proboszcza. Sam też nie jestem ideałem. Pamiętam moją rozmowę z dominikaninem, profesorem Kłoczowskim. Wyznałem, że nie chodzę do spowiedzi, ponieważ są grzechy, których nie żałuję, a przecież to jest warunek rozgrzeszenia. Zmartwił się i na drugi dzień przekazał mi przez znajomą następującą wiadomość: jeżeli żałuję, że nie żałuję – to już jest dobrze!
[b]A cieszy pana sylwester?[/b]
Tak jak kochałem święta, sylwestra nie lubiłem nigdy. Zawsze się dziwiłem, dlaczego ludzie tak bardzo się cieszą, że są o rok starsi. Sylwester to zabawa na rozkaz: proszę się weselić! Melduję, że nie potrafię! Jeżeli zdarzyła się udana zabawa, to nie ze względu na pożegnanie z rokiem, tylko dlatego, że znalazłem się w fajnym gronie.
[b]A muzyka nie poprawiała panu humoru?[/b]