Wioleta Chodowicz w rozmowie z Jackiem Marczyńskim

Bohaterami naszego cyklu są najważniejsi twórcy mijającego roku. Byli wśród nich Tomasz Bagiński, Bartosz Konopka i Katarzyna Klimkiewicz. W kategorii Muzyka Poważna bezkonkurencyjna była Wioletta Chodowicz. Jej rola w „Katii Kabanovej” Janacka w Operze Narodowej uznana została za wybitną.

Publikacja: 27.12.2010 02:05

Wioletta Chodowicz jako Katia Kabanova

Wioletta Chodowicz jako Katia Kabanova

Foto: Forum, Jak Jakub Ostałowski

[b]ŻW: Można robić międzynarodową karierę, mając dom w Wałbrzychu?[/b]

[b]Wioletta Chodowicz:[/b] Rzeczywiście, ze względów zawodowych bałam się tej przeprowadzki, teraz jestem bardzo zadowolona. W momencie, kiedy zostaje się matką, zupełnie inne sprawy stają się pierwszoplanowe.

[wyimek][link=http://www.rp.pl/temat/492745_Rozmowy_kulturalne.html]Czytaj więcej - Rozmowy kulturalne[/link][/wyimek]

Natomiast odległość od wielkich centrów nie jest dzisiaj problemem. I tak ciągłe podróżowanie jest wpisane w mój zawód, dojazd zaś z Wałbrzycha na lotnisko można sobie zorganizować. A poza tym tu są dziadkowie, chętni do pomocy w opiece nad wnukiem, gdy mnie nie ma.

[b]Ile lat ma syn?[/b]

Trzy.

[b]Jak znosi rozstania z mamą?[/b]

Nie oszukuję się, że mój tryb życia, podróże, rozstania nie mają żadnych konsekwencji dla dziecka. Staramy się z mężem, by to przebiegało możliwie najłagodniej. Jeśli to możliwe, moi chłopcy (mąż i syn) mnie odwiedzają – na szczęście syn ma moją naturę: wszędzie mu dobrze, łatwo nawiązuje kontakt z ludźmi, takie podróże to dla niego atrakcja.

[b]A jak czuje się pani w Operze Narodowej?[/b]

To jeden z moich głównych teatrów, dobrze się tu czuję. Kiedy spoglądam wstecz, wspominam swoje pierwsze kroki na tej scenie: najpierw Halka – rola, o której marzyłam, potem Maria w Wozzecku – spore wyzwanie, trochę może nawet ryzykowne. Miałam świadomość, że puszczono mnie na głęboką wodę, ale odebrałam to jako szansę, którą – myślę – udało mi się dobrze wykorzystać. Natomiast wychodząc teraz na scenę, odczuwam zdecydowanie większą odpowiedzialność niż wówczas, gdy tu debiutowałam. Mam świadomość, że każda kolejna propozycja to już nie jest tylko szansa dla mnie, ale konkretne wymagania, które staram się spełnić.

[b]Po kilku latach tak lekko mówi pani o swoim debiucie w Operze Narodowej. A przecież Halka to rola wyzwanie, obrosła ogromną tradycją.[/b]

Marzyłam o niej, zawsze wiedziałam, że chcę ją zaśpiewać, to bohaterka dla mnie: dziewczyna silna, a jednocześnie bardzo wrażliwa. Przygotowywałam się do niej już na studiach, choć nie przypuszczałam, że po raz pierwszy zaśpiewam ją na scenie Opery Narodowej. Na szczęście Maria Fołtyn, która reżyserowała spektakl, a sama była cenioną Halką, postawiła wtedy na moją naturalność i tak też poprowadziła postać mojej bohaterki. Przy kolejnych wznowieniach „Halki” podnosiła poprzeczkę i stawiała kolejne wymagania.

[b]Łatwo spełniają się pani marzenia?[/b]

Życie na ogół nie biegnie zgodnie z naszymi marzeniami, trzeba natomiast wykorzystywać szanse, które daje w zamian. Ważne jest też, by zachować odpowiednie proporcje między niezbędną dozą rozsądku a ryzykiem. Myślę, że mam sporo szczęścia w życiu. Spełnione marzenia mnie cieszą, ale chyba jeszcze bardziej ekscytujące są miłe niespodzianki, a tych otrzymałam od losu niemało.

[b]A rola Katii Kabanovej, za którą m.in. otrzymała pani nominację do Paszportu „Polityki”, przyszła w dobrym momencie?[/b]

Tak, bo byłam po doświadczeniach w Narodnim Divadle w Pradze, gdzie z kolei śpiewałam Tatianę w „Onieginie” i tytułową „Rusałkę” Dvořaka. Poznałam wtedy na tyle język czeski, że mogę się porozumieć, a przede wszystkim rozgryzłam tajniki wymowy, która jest trudna dla obcokrajowców, a publiczność czeska jest bardzo wymagająca i konserwatywna w swoich gustach.

[b]Woli być pani na scenie kobietą realną, zdradzającą męża Katią czy baśniową Rusałką?[/b]

Przede wszystkim lubię być na scenie. Katia Kabanova daje możliwość kreacji, w takich zadaniach dobrze się czuję. Ogromnie ważny jest tu tekst, w nim zawarty jest dramat, opisane są relacje między postaciami. Tymczasem Rusałkę da się ładnie zaśpiewać, podążając wyłącznie za muzyką. To jest rola cudowna dla głosu, można w niej pokazać wszystkie zalety lirycznego sopranu. Kiedy ją śpiewam, przypomina mi się powiedzenie wielkiej Montserrat Caballé: pić muzykę. Tu można wręcz upić się bogactwem melodii. Mój głos na pewno lubi magiczną Rusałkę, ale osobowość woli jednak Katię.

[b]Natomiast ciągle grywa pani kobiety tragicznie uśmiercane w finale.[/b]

Tego rodzaju „szufladkowanie” jakoś mnie nie przeraża. Lubię wzruszać i taki jest chyba los lirycznych sopranów. Czasami zaś „odpoczywam” od tego w operach Mozarta.

[b]Po sukcesie „Katii Kabanovej” i zdobyciu sympatii warszawskiej publiczności nie chciałaby pani związać się z Operą Narodową na stałe? [/b]

Etap związku z jednym teatrem mam już za sobą. Przez ponad cztery sezony byłam naetacie w Operze Wrocławskiej, co okazało się dla mnie – tak jak dla każdego młodego artysty – okresem zbierania ważnych doświadczeń. W czasie studiów akademia daje ważne poczucie przynależności do grupy, wyznacza cele i rytm pracy. Po dyplomie nie każdy jest gotów na pełną samodzielność i wtedy stały angaż w teatrze wyznacza drogę rozwoju, daje poczucie bezpieczeństwa i – co tu ukrywać – pewną stabilizację materialną. Dopóki nie miałam dziecka, dopóty mogłam łączyć moje obowiązki w Operze Wrocławskiej z gościnnymi występami w Polsce i za granicą. Potem życiowe oparcie znalazłam w rodzinie, ale musiałam z czegoś zrezygnować dla synka. Zdecydowałam się opuścić teatr.

[wyimek]Zaczynałam od śpiewania piosenek Edyty Geppert, nawet Beatlesów, akompaniując sobie na gitarze[/wyimek]

[b]Czy tak pani wyobrażała sobie ten zawód, zaczynając naukę?[/b]

Absolutnie nie. W mojej rodzinie nikt zawodowo nie zajmował się muzyką, choć była ona obecna w moim domu. W rodzinie taty było wielu samouków grywających w orkiestrach amatorskich.

Jako dziecko ciągle podśpiewywałam w szkole, w kościele, tak zresztą jak i moja mama. Początkowo chciałam zdawać do szkoły teatralnej, ale właśnie mama stwierdziła, że aktorki muszą umieć śpiewać, więc może warto by było wcześniej podszkolić trochę głos w szkole muzycznej.

I tak się zaczęło, najpierw w rodzinnym Radomiu, potem w Warszawie. Wreszcie dostałam się do wrocławskiej Akademii Muzycznej, gdziespotkałam profesor Agatę Młynarską, która okazała się dla mnie kimś niesłychanie ważnym.

[b]Radom leży jakieś 100 km od Warszawy, ale droga z tego miasta na scenę wydaje się znacznie dłuższa.[/b]

W czasach szkolnych byłam parę razy na przedstawieniu, opera wydawała mi czymśpięknym, ale nieosiągalnym, nie wiązałam z nią przyszłości. Zaczynałam od śpiewania piosenek Edyty Geppert, nawet Beatlesów, akompaniując sobie na gitarze. Operą zainteresowałam się później, gdy zaczęłam kształcić głos.

A spotkanie z moją profesor uważam za dowód istnienia opatrzności. Marzyłam, aby trafić na dobrego pedagoga, z którym będę potrafiła się porozumieć, co w nauce śpiewu nie zawsze się zdarza.

Po egzaminach wstępnych do wrocławskiej akademii zakwalifikowano pięć osób, ja byłam szósta, pierwsza pod kreską. Przyjęto mnie dopiero we wrześniu i właśnie dzięki temu trafiłam do klasy profesor Agaty Młynarskiej, która po dłuższej przerwie wróciła na uczelnię. Myślę, że bardzo dużo w życiu zależy od tego, czy spotkamy odpowiednią osobę w odpowiednim czasie.

[b]Dziś wie już pani, co lubi pani głos?[/b]

Kocham muzykę słowiańską. Dobrze też czuję się w muzyce Pucciniego i mam nadzieję zaśpiewać najpiękniejsze partie sopranowe z jego oper.

Na razie w repertuarze mam jedynie Mimi w „Cyganerii” i Siostrę Angelicę, dużo więc jeszcze przede mną.

W przyszłości może uda mi się zmierzyć z muzyką Giuseppe Verdiego i Ryszarda Straussa.

[b]Jaki będzie przyszły rok?[/b]

Mam nadzieję, że ciekawy, choć nie chcę zapeszać. Czeka mnie trochę wyjazdów, np. do Hiszpanii na koncerty.

W lutym wystąpię w Filharmonii Wrocławskiej jako Helmwige w koncertowej wersji „Walkirii” Wagnera.

W Warszawie jestem już w styczniu, w Filharmonii Narodowej biorę udział w koncertowym wykonaniu „Zamku na Czorsztynie” Kurpińskiego, w maju wracam do Opery Narodowej na „Wesele Figara”, a pod koniec roku szykuje się frapująca współpraca z Markiem Minkowskim przy premierze nowej inscenizacji „Halki”. Po krótkim spotkaniu z nim wnioskuję, że to będzie na pewno niezwykłe doświadczenie.

[ramka][link=http://www.zyciewarszawy.pl/artykul/547796.html]Czytaj w "Życiu Warszawy"[/link][/ramka]

[b]ŻW: Można robić międzynarodową karierę, mając dom w Wałbrzychu?[/b]

[b]Wioletta Chodowicz:[/b] Rzeczywiście, ze względów zawodowych bałam się tej przeprowadzki, teraz jestem bardzo zadowolona. W momencie, kiedy zostaje się matką, zupełnie inne sprawy stają się pierwszoplanowe.

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"