- Nie zabraniam piłkarzom palić, nie nakładam kar za papierosy. W Widzewie Łódź miałem kiedyś trzy lokomotywy - Maćka Szczęsnego, Rafała Siadaczkę i Tomka Łapińskiego. Palili, ale na treningach zasuwali jak reszta, więc nie było sensu im zabraniać – mówił Franciszek Smuda, gdy zostawał trenerem reprezentacji Polski. Za słowami szły czyny: gdy ważni dla jego zespołu piłkarze – Michał Żewłakow i Artur Boruc – palili papierosy, również przymykał oko. Zrezygnował z ich usług dopiero wówczas, gdy przesadzili – jego zdaniem – z alkoholem.
Piłkarze palili (Szczęsny, Siadaczka i Łapiński), palą (Żewłakow, Boruc) i palić będą (jak choćby wschodząca gwiazda Legii Warszawa i reprezentacji Polski Maciej Rybus). Nie tylko w Polsce. Cały piłkarski świat wie, że swego czasu na papierosa wychodzili Wayne Rooney, David James, Fabien Barthez, a nawet legendarny Socrates. Problem dotyczy zresztą nie tylko piłkarzy. W wioskach olimpijskich wyznacza się specjalne strefy dla palaczy. - Moim zdaniem około 70 na stu sportowców pali – mówił brytyjskiemu „Guardianowi" po igrzyskach w Pekinie Giorgio de Luca, włoski ciężarowiec. Zapewne przesadzał. Nie zmienia to jednak faktu, że problem istnieje, a sportowcy palą na potęgę. Szkodzą w ten sposób samym sobie, obniżając swoją wydolność organizmu.
- Tlenek węgla, który powstaje w procesie palenia nikotyny, wypiera tlen z hemoglobiny i w efekcie nie dostarcza go do mięśni – tłumaczy Jackie Dabinett, dyrektor centrum sportu wyczynowego na uniwersytecie w brytyjskim Roehampton. Papierosy niszczą drogi oddechowe i płuca oraz zmniejszają ilość tlenu w organizmie. Cierpią naczynia krwionośne, ale i mięśnie, wpływając na siłę i szybkość zawodnika.
Ale jest też druga strona medalu. Ta jaśniejsza. Nikotyna przyspiesza metabolizm, przez co szybciej spalany jest tłuszcz. Pobudza układ nerwowy, wpływa na koncentrację, zmniejsza stres, reguluje puls.
Przeprowadzone kilka lat temu w Stanach Zjednoczonych przez magazyn „Runner's World" badania wykazały, że 6 proc. z dwóch i pół tysiąca biegaczy regularnie pali. Co więcej, 2 proc. z nich nie przyznaje się do nałogu, by nie podpaść kolegom.