Rola rezolutnej Sophie w musicalu, który cztery lata temu wskrzesił przeboje słynnego szwedzkiego zespołu ABBA, chyba spadła młodziutkiej Amerykance z nieba. Seyfried w dzieciństwie uczyła się śpiewu operowego i brała lekcje baletu, nadal gra na pianinie i gitarze, sama pisze piosenki. Ale w „Mamma Mia!" musiała dobrze wykonać nie tylko partie wokalne, prawdziwym wyzwaniem było dotrzymanie kroku największym filmowym gwiazdom na czele z Meryl Streep, Colinem Firthem i Stellanem Skarsgardem. Z tym zadaniem Amanda też poradziła sobie śpiewająco.
Musical triumfalnie przeszedł przez ekrany kin na całym świecie, a dla Seyfried stał się przepustką do prawdziwej kariery. Aktorka nawiązała współpracę ze znakomitymi reżyserami i zdążyła już wystąpić w kilku głośnych filmach, m.in. thrillerze erotycznym „Chloe" (2009) Atoma Egoyana, gdzie partneruje Julianne Moore i Liamowi Neesonowi, melodramacie „Wciąż ją kocham" (2010) Lasse Hallstroma oraz przerobionej na bajkę dla dorosłych pastiszowej wersji opowieści o Czerwonym Kapturku – „Dziewczyna w czerwonej pelerynie" (2011) – filmie, którego producentem jest Leonardo DiCaprio.
Seyfried – filigranowa blondynka o niebieskich oczach – najwyraźniej chce już zerwać z wizerunkiem grzecznej dziewczynki, z którym utożsamiana jest od czasu „Mamma Mia!".
W filmie „Chloe" zagrała prostytutkę i zgodziła się wystąpić w scenach rozbieranych. Nieco inne oblicze – seksownej bohaterki kina akcji – zaprezentowała w thrillerze science fiction „Wyścig z czasem" (2011), gdzie gra u boku Justina Timberlake'a. Ale ostatnio aktorka poszła jeszcze dalej i przyjęła rolę Lindy Lovelace, słynnej w latach 70. amerykańskiej gwiazdy filmów pornograficznych.
Amanda podkreśla, że w zawodzie aktorki najbardziej fascynuje ją możliwość wcielania się w skrajnie różne bohaterki. I dodaje, że w Hollywood blondynki, owszem, są rozchwytywane, ale z reguły reżyserzy obsadzają je potem w rolach do znudzenia jednowymiarowych. Dlatego sama robi wszystko, żeby uniknąć zaszufladkowania, a do filmu „Wyścig z czasem" założyła nawet rudą perukę...