Jakie?
Nagrywane książki są na ogół czytane przez profesjonalistów: lektorów, aktorów. Młodzi słuchacze mają więc do czynienia z piękną dykcją, prawidłowym akcentowaniem wyrazów, emocjonalną intonacją. W sposobie czytania też jest przekaz, treść. I bądźmy szczerzy – niewielu rodziców potrafi czytać tak dobrze jak aktorzy.
Przeciwnicy audiobooków twierdzą, że nie są one dobre dla osób, które uczą się wzrokowo, oraz że nie powinny ich nadużywać małe dzieci, ponieważ później będą miały spore problemy z ortografią oraz z czytaniem z tzw. zrozumieniem treści.
Nie zgadzam się z taką opinią. Podział na wzrokowców czy słuchowców jest zbyt dużym uproszczeniem ludzkiej percepcji. Przecież każdy człowiek, a tym bardziej dziecko, odbiera świat wielozmysłowo. A jeśli ktoś czuje, że lepiej przyswaja wzrokowo niż słuchowo, to tym bardziej dobrze jest stymulować zmysł słuchu. Najważniejsze jest to, czy dziecko lubi audiobooki. Jeśli tak, może ich słuchać do woli. Poza tym proszę zauważyć, że dziś audiobook jest często dołączany do książki w tradycyjnej wersji, a na rynku lub w domowych biblioteczkach jest dostępna papierowa wersja czytanego tekstu. I to jest dopiero świetna podwójna stymulacja: dziecko może słuchać dobrze czytanej i akcentowanej treści, śledząc ją jednocześnie w druku. W kwestii zmysłu wzroku: jest on dziś nadmiernie eksploatowany. Dziecko jest bombardowane obrazem od świtu do nocy – filmy, gry komputerowe i minigry w telefonach, neony, reklamy, w podręcznikach kolorowe obrazki, tabelki, wykrzykniki. To dobrodziejstwo, że może zamknąć oczy, dać im odpocząć, a bajka sama się do ucha sączy...
Jeszcze jakieś plusy?