— Jeśli miałbym porównywać aktorstwo do sportu, to z pewnością nie do boksu, lecz tenisa, gdzie każdy zawodnik dba o piękne, finezyjne odbicie piłki do partnera — twierdzi Wiesław Michnikowski.
— Obdarzony jest szczególnym rodzajem vis comica. W Polsce mało kogo można z nim porównać. — uważa Wojciech Młynarski. — To w najwyższym stopniu profesjonalista a do tego artysta obdarzony niezmiernie wyrafinowanym gustem. Zawsze wysoko stawiał sobie poprzeczkę i w doborze repertuaru był bardzo wymagający.
— Smutek Chaplina, oko baseta, wielka inteligencja, przedwojenne maniery — dodaje Zbigniew Zamachowski.
Andrzej Łapicki nie ma wątpliwości, że to jeden z największych polskich komików scenicznych, sprawdzający się doskonale zarówno w kabarecie, jak i repertuarze dramatycznym.
Michnikowski był ozdobą kabaretów Wagabunda i Dudek, ujmował liryzmem w Kabarecie Starszych Panów, dzieciom kojarzyć się będzie jako Papa Smerf i narrator przygód Koziołka Matołka.
— To człowiek niebywałej skromności, co przy jego talencie wydaje się dość śmieszne — twierdził Jeremi Przybora. — W teatrze najbardziej bał się ról, które w efekcie kończyły się wielkim sukcesem. W Kabarecie Starszych Panów na szczęście współpraca układała się łatwo. Wiesio był typowym prymusem.
Pierwszą jego piosenką w kabarecie Wasowskiego i Przybory było „Wesołe jest życie staruszka". Raz był wytwornym lowelasem, raz tanim draniem, innym razem dziecięciem tkaczy. Wylansował słynne „Adio pomidory" oraz „Inwokację", w której z zakompleksiałego mężczyzny pod wpływem miłości potrafił przeistoczyć się w herosa urody „silnej jak cios".
— Pana Wiesława spotkałem na planie swego filmowego debiutu, czyli „Wielkiej majówki" - wspomina Zbigniew Zamachowski. - Mimo, że pojawiło się tam wielu znanych aktorów, jego obecnością byłem wręcz sparaliżowany. W scenie z nim wydałem z siebie — jak mówią aktorzy — szlachetny dźwięk drewna.
Kiedy pod koniec lat 80. Magda Umer postanowiła z grupą młodych aktorów wskrzesić piosenki Kabaretu Starszych Panów Zamachowskiemu zaproponowała „Inwokację". - Do dziś uważam, że to jedna z najpiękniejszych piosenek o miłości - wspomina aktor. - Nie były to czasy, kiedy łatwo było sięgać po stare nagrania. Nie miałem więc do końca świadomości, jak ten utwór wykonywał pan Wiesław Michnikowski. Po latach przekonałem się, że przyjął moje wykonanie z pełną aprobatą. To było dla mnie wielkim komplementem.
- Pan Wiesław był moją pierwszą wielką miłością wśród polskich aktorów — zwierza się Magda Umer. — Ceniłam go na równi z Belmondo i Mastroiannim. Jest absolutnie niewykorzystany przez film. W „Gangsterach i filantropach" zagrał rolę godną Oscara. Potem nie pojawiła się w kinie równie ważna propozycja.