Podążaj za sopranem

Nowojorska Metropolitan Opera bez przerwy jest na minusie, a rzymska ledwo wychodzi na zero. Zaś opera izraelska wydała niedawno 7,5 mln dol., by wystawić „Carmen" na środku pustyni. Jej szefowa jest pewna, że dobrze zainwestowała.

Publikacja: 08.09.2012 17:44

Podążaj za sopranem

Foto: materiały prasowe

Artykuł z miesięcznika "Sukces"

Ciepłe bułeczki i soczyste owoce szybko znikają z porcelanowych tac. Kelnerzy wciąż dokładają nowe plastry ananasa i porcje humusu. Śniadanie wygląda doskonale. Gdzie usadowić się jednak z talerzem, gdy brakuje miejsc przy długich stołach? Szczupła brunetka w hotelowym uniformie pyta o numery pokoi. Następnie uśmiecha się szeroko i kiwa głową. – Opera Festival – rzuca do przechodzącego kelnera, który natychmiast prowadzi nas do przeszklonej, kameralnej sali z małymi stolikami. Cisza, szum wody w małej fontannie, miękkie fotele. Przy sąsiednim stoliku młody Amerykanin w garniturze czyta „New York Timesa", obok Rosjanka podaje córce rogalik, gdy jej mąż ustala z prywatnym przewodnikiem plan zwiedzania Jerozolimy. Dalej siedzi małżeństwo z Polski: on – menedżer jednej z giełdowych firm, ona – właścicielka kilku butików, których powstanie hojnie wspomógł mąż. Po śniadaniu idą kupować pamiątki. Śmieją się, że nie jest drogo – za trzy noce w hotelu King David Citadel każde płaci niewiele ponad 8 tys. zł.

Gdy nadejdzie wieczór, usiądą w pierwszych rzędach przed olbrzymią sceną na wciąż rozpalonej, kamiennej Pustyni Judejskiej. Scenę budowano pół roku u stóp wznoszącej się wysoko twierdzy Masada. Scena po festiwalu zostanie rozebrana. Musi, bo to teren parku narodowego.

Polacy pod twierdzą

– Klienci byli niepocieszeni, gdy któregoś roku nie udało nam się kupić najlepszych miejsc w mediolańskiej La Scali – mówi „Sukcesowi" Marzenna Jezierzańska z łódzkiego biura podróży Grand Tour, które jako jedno z nielicznych w Polsce specjalizuje się w organizowaniu wyjazdów do oper i teatrów na całym świecie. Sezon trwa tu cały rok, a zaczyna się tradycyjnym koncertem noworocznym w Wiedniu. W Sali Wielkiej (zwanej Złotą) Wiener Musikverein, przystrojonej w sprowadzone z San Remo świeże kwiaty, grupa z Polski wysłuchała wiedeńskich filharmoników na koncercie, który transmitowany jest do 72 krajów. Poprzedniego wieczoru witali nowy rok w operze na „Zemście nietoperza".

Scenę u stóp Twierdzy Masada, na rozpalonej kamiennej pustyni judejskiej, budowano pół roku. po festiwalu operowym zostanie rozebrana, bo znajduje się na terenie parku narodowego.

– Ważne wydarzenia kulturalne odbywają się mniej więcej co pięć tygodni w różnych częściach świata i zawsze tam jesteśmy – mówi Jezierzańska. Jej zamożni klienci nie odpuszczają żadnego ważnego festiwalu operowego czy teatralnego. Przeważają lekarze i prawnicy, ale nie brakuje też menedżerów i właścicieli firm, nawet tych niedużych.

Karnawał spędzali w Wenecji na „Cosi fan Tutte" Mozarta wystawianej w Teatro La Fenice, a tuż po Wielkanocy ruszyli do Nowego Jorku, by w Metropolitan Opera wzruszać się losem nieszczęsnej Manon – tytułowej bohaterki opery Jules'a Masseneta. A także faktem, że wcieliła się w nią światowej sławy polska śpiewaczka Anna Netrebko, której na scenie towarzyszył tenor Piotr Beczała. Polaków nie zabrakło na początku czerwca pod Masadą. Na widowni i na scenie, bo w rolę torreadora Escamilla wcielał się Michał Bronikowski (baryton). W jego śpiew z widowni wsłuchiwał się reżyser operowy Michał Znaniecki. Już został zatrudniony na najbliższe cztery sezony do reżyserowania spektakli Opery Izraelskiej. W tym przyszłorocznej „Turandot" pod Masadą.

– To będzie gratka – cieszy się Marzanna Jezierzańska. – „Turandot" w reżyserii Polaka! Już dziś, choć do przyszłorocznego Festiwalu Operowego w Izraelu zostało ponad 10 miesięcy, zaczyna uzgadniać szczegóły z izraelskim biurem podróży Eshet Incoming, które jest oficjalnym partnerem imprezy – pośredniczy w dystrybucji pojedynczych biletów lub pakietów, które zawierają: bilet na przedstawienie, hotel (do wyboru), wycieczki i inne atrakcje. Możliwe, że jeśli ktoś w ogóle zarabia na festiwalu, to właśnie biuro, które ma wyłączność na obsługę operowych turystów.

W tym roku pod Masadą było ich ponad 48 tys. Większość kupiła tańsze bilety (po ok. 200 dol.) w odległych rzędach, z których aktorów oglądali na telebimach. Ale nawet gdyby wszyscy zaopatrzyli się w najlepsze bilety, prawdopodobnie nie pokryłoby to wszystkich kosztów organizacji (30 mln szekli, czyli 7,5 mln dol.), jakie poniosła Opera Izraelska. Tak przynajmniej przekonywała na konferencji prasowej dyrektorka opery Hanna Munitz.

Niewysoka, energiczna blondynka rzucała faktami: 120 ciężarówek z piaskiem, 2,5 tys. ludzi, którzy przygotowali kawałek Pustyni Judzkiej do postawienia gigantycznej sceny – usuwali kamienie, sypali sztuczne pagórki, budowali infrastrukturę, czyli niekończące się parkingi, stoiska z napojami, toalety. Prawie pół tysiąca artystów z zagranicy, w tym tancerze flamenco z Hiszpanii, którzy zapewnili stosowne tło rozpoczynającej II akt „Pieśni cygańskiej". Wszystko, by przez kilka dni czerwca kilka razy wystawić „Carmen". – Nie łudźcie się państwo, na operze nikt jeszcze nie zarobił. Gdyby nie pomoc rządu i sponsorów, nie byłoby festiwalu – mówiła Munitz przed spektaklem.

Inni dyrektorzy oper mogliby jej tylko przytaknąć. Przecież słynna nowojorska Metropolitan Opera bez przerwy jest na minusie, opera rzymska właśnie wychodzi na zero. We Wrocławiu, gdzie od 1997 r. opera wystawia plenerowe megawidowiska, bilety pokrywają niespełna połowę kosztów, dlatego wciąż mile widziani są tam partnerzy i sponsorzy.

Po co więc ściągać piasek i artystów, skoro w kasie nic z tego nie zostaje? Organizatorzy (w tym rząd Izraela) nie ukrywają, że chodzi im o coś innego. O przyciągnięcie większej liczby turystów, a wydarzenia kulturalne to świetny powód do takich odwiedzin. Przecież na festiwal w Barcelonie bilety trzeba kupować z rocznym wyprzedzeniem, przez specjalną stronę internetową. Jedna osoba może kupić najwyżej dwa bilety. Po siedmiu minutach od uruchomienia systemu nie ma już ani jednego. Wszak ludzie chcą mieć dobry pretekst do wyjazdu.

– Festiwal operowy to jedno z tych wydarzeń, które ma przyciągnąć do naszego kraju nie tylko pielgrzymów – potwierdza Pini Shani, dyrektor departamentu zagranicznego marketingu w Ministerstwie Turystyki Izraela.

Bo ci, którzy odwiedzają festiwal operowy, nie poprzestają przecież na obejrzeniu „Carmen", „Aidy" (wystawianej pod Masadą w 2011 r.) czy „Nabucco", która w 2010 r. dała początek corocznej imprezie. – Za pierwszym razem była tylko opera – wspomina przedstawicielka Grand Touru. Rok później polscy klienci zażyczyli już sobie dłuższego pobytu w lepszym hotelu. Nad Morzem Martwym mieszkali więc w Crown Plaza, który jako jeden z nielicznych hoteli ma własną plażę. Na jeden dzień pojechali do Jordanii, w Jerozolimie wzięli udział w kilku koncertach, a wieczorami podziwiali letni Festiwal Świateł, podczas którego na białych, okalających miasto murach płonęły pochodnie, a jego wnętrze wypełniły artystyczne instalacje.

Ale nawet one nie zrobiły na nich takiego wrażenia jak góra spływająca krwią w finałowej scenie „Carmen". Choć akurat w przypadku Masady nie był to pierwszy raz.

Brawa dla Włoszki

W twierdzy Masada w 73 r. naszej ery samobójstwo popełniło 960 Żydów: mężczyzn, kobiet i dzieci. Powstali przeciw rzymskiej okupacji, ale nie byli już w stanie opierać się trwającemu miesiące oblężeniu. Nie chcąc stać się niewolnikami, zabili się w przededniu spodziewanego szturmu. Gdy wojska cesarza nad ranem wkroczyły do twierdzy, przywitały ich – jak pisze historyk Józef Flawiusz – krew oraz przerażająca cisza.

Za to w noc premierowego przedstawienia „Carmen" głosy śpiewaków niosły się echem nad pustynią, hipnotyzując zasłuchaną publiczność. Głosy nie zawsze czyste. Nancy Fabiola Herrera, czyli „Carmen", swój głos straciła w pustynnym powietrzu i w drugiej części powinna ją zastąpić dublerka. Ta jednak poturbowała się podczas jednej z prób i nie była w stanie śpiewać. Na scenę wkroczyła więc trzecia „Carmen" – 27-letnia debiutantka Na'ama Goldman z Izraela. Gdy spiker zapowiedział jej występ i wyjaśnił okoliczności, spektakl nabrał własnego kolorytu. Większość trzymała kciuki za debiutantkę, wpatrując się w jej smukłą, nieco zagubioną na scenie postać. Gdyby jednak i ona zaniemogła, to spektakl uratowałaby świetna Maria Agresta grająca wieśniaczkę Micaelę (tę, której Carmen skradła narzeczonego).

Róża pod windą

Zmęczeni 30-stopniowym upałem w środku nocy, oszołomieni wrażeniami, jakie przyniósł wieczór pod Masadą, operowi goście wysypali się z autokarów, które przywiozły ich do pokoi nad Morzem Martwym. W hotelu Rimonim otwierają się boczne drzwi. Za nimi, choć dochodzi godz. 2 nad ranem, jasno oświetlona sala bankietowa wypełniona jest jedzeniem i napojami. Kucharze nakładają włoskim melomanom sushi, grupka z Rumunii raczy się białym winem, śmiejąc się z Amerykanami popijającymi kawę. Gdy ostatni goście opuszczają imprezę, na dworze już jest jasno. Przed windami hotelowi boje wręczają paniom białe róże. W pokojach na każdego czekają francuskie ciastko i czekoladki z logo jednego ze sponsorów imprezy. Oraz list, w którym organizatorzy dziękują, że gość chciał stać się częścią tak kulturalnego wydarzenia.

Artykuł z miesięcznika "Sukces"

Ciepłe bułeczki i soczyste owoce szybko znikają z porcelanowych tac. Kelnerzy wciąż dokładają nowe plastry ananasa i porcje humusu. Śniadanie wygląda doskonale. Gdzie usadowić się jednak z talerzem, gdy brakuje miejsc przy długich stołach? Szczupła brunetka w hotelowym uniformie pyta o numery pokoi. Następnie uśmiecha się szeroko i kiwa głową. – Opera Festival – rzuca do przechodzącego kelnera, który natychmiast prowadzi nas do przeszklonej, kameralnej sali z małymi stolikami. Cisza, szum wody w małej fontannie, miękkie fotele. Przy sąsiednim stoliku młody Amerykanin w garniturze czyta „New York Timesa", obok Rosjanka podaje córce rogalik, gdy jej mąż ustala z prywatnym przewodnikiem plan zwiedzania Jerozolimy. Dalej siedzi małżeństwo z Polski: on – menedżer jednej z giełdowych firm, ona – właścicielka kilku butików, których powstanie hojnie wspomógł mąż. Po śniadaniu idą kupować pamiątki. Śmieją się, że nie jest drogo – za trzy noce w hotelu King David Citadel każde płaci niewiele ponad 8 tys. zł.

Pozostało 88% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"