Wydane dwa lata temu „Breslau" było płytą na serio, „Dream Logic" to płyta niepoważna. Skąd zmiana podejścia?
„Dream Logic" jest płytą z muzyką pop, muzyką rozrywkową. Ale żeby zrobić dobry pop, trzeba mieć poważne podejście. Oczywiście jest to materiał o lżejszym ciężarze gatunkowym – zarówno pod względem treści muzycznej, jak i pozamuzycznej. Chciałem zresztą, żeby tych treści pozamuzycznych na „Dream Logic" było mało. Jeżeli można tu widzieć jakąś ciągłość, to ciągłość dialektyczną – potrzebę zrobienia czegoś diametralnie innego i odreagowania tego ciężkiego tematu i ciężkiej muzyki „Breslau".
Byłeś zmęczony tym, że dyskusje o „Breslau" zdominowała poważna publicystyka?
Muzyka straciła ostatnio głębsze znaczenie, chciałem je przywrócić i padłem tego ofiarą, bo wszyscy skupili się na aspektach pozamuzycznych, a sama muzyka przepadła. Jest też coś, o czym nie mówiłem przy okazji „Breslau", bo uważałem to wtedy za niestosowne – tłumaczenie głębszej treści obraża inteligencję słuchacza i pozbawia go przyjemności odkrywania. Miałem nadzieję, że ktoś odczyta „Breslau" jako metaforę mojego wewnętrznego stanu. Czułem się wtedy jak w oblężonym mieście, które lada chwila padnie. To był rodzaj egzorcyzmu. Teraz czuję się inaczej.
„Dream Logic" jest płytą mocno sentymentalną. Tęsknisz za latami 90.?