Człowiek trzydziestego stulecia

Spacer po świecie z obrazów Boscha? Mroczna wizja matriarchatu? A może rzut oka na XX-wieczne dyktatury? Zresztą czy jedno wyklucza drugie? Nowa płyta Scotta Walkera to dobry soundtrack do przemyślenia tego tematu

Publikacja: 02.12.2012 15:00

Człowiek trzydziestego stulecia

Foto: Sonic Records, Jamie Hawkesworth Jamie Hawkesworth

Scott Walker


Bish Bosch


Sonic Records

Gdy spojrzeć na stare koncerty czy jakieś quasi-teledyski Scotta Walkera z lat 60. i 70., zobaczymy dokładnie to, czego można się spodziewać – faceta z fryzurą godną dzisiejszego hipstera, rozprawiającego o miłości głosem doprowadzającym kobiety do omdlenia i manierą rozpiętą między Frankiem Sinatrą i folkowymi pieśniarzami. Słodkie to wszystko nieznośnie, choć norm banału stosownych do tamtych czasów raczej nie przekracza.

Tak wyglądał i brzmiał Walker w składzie The Walker Brothers – zespołu, który przez kilka lat od połowy lat 60. należał do największych gwiazd w Wielkiej Brytanii, całkiem skutecznie konkurując tam nawet z The Beatles i czy The Beach Boys. W Polsce aż tak popularni nigdy nie byli, ale o znaczeniu Walkera na Zachodzie dostatecznie mówi choćby to, że do inspiracji ich muzyką przyznają się dziś tacy herosi jak Radiohead, Nick Cave, a nawet Brian Eno i David Bowie, który był kilka lat temu również producentem  dokumentu „Scott Walker: 30 Century Man".

Zachwyty zachwytami, ale tak po prawdzie kariera Walkera była bardzo nierówna. To, co robił z The Walker Brothers, to po prostu nastrojowe piosenki, ani dobre, ani złe – raczej konwencjonalne. Kiedy jednak rozpoczął karierę solową, miotał się straszliwie między banalnymi balladami a świetnymi coverami songów m.in. Jacquesa Brela – nieznośnymi przeważnie flirtami z country i wreszcie pojawiającymi się z biegiem lat coraz częściej eksperymentami z muzyką klasyczną i sakralną. Te ostatnie przeważyły w XXI w., kiedy to Walker związany kontraktem z kultową wytwórnią 4AD wydał album „Drift" – najtrudniejszy, ale i najciekawszy w swojej dyskografii. Od tamtej pory minęło sześć lat i okazuje się, że dobiegający właśnie siedemdziesiątki artysta ani myśli spuszczać z tonu. „Bish Bosh" to płyta jeszcze mocniejsza.

Sam Walker mówi, że zainspirowało go malarstwo Hieronima Boscha, ale tak naprawdę trudno znaleźć tu jakieś konkretne nawiązania. Może w tekstach – Bosch był generalnie malarzem grzechu, który wpisywał w alegoryczną rzeczywistość aż napęczniałą od złożonej symboliki. Walker również pisze o grzechu – najwięcej o brutalności – a jego wersy to istna plątanina, w której postaci historyczne mieszają się z bohaterami różnych mitologii, a całkiem ponure refleksje o ludzkiej naturze z kąśliwą groteską. I to właściwie jedyny boschowski trop na tej płycie – gdyby ktoś uparł się szukać go także w muzyce, równie dobrze może poszukiwać oberków w skandynawskim metalu.

Dźwięki Walkera to coś jakby zderzyć matematyczne wizjonerstwo Roberta Frippa z depresyjną wrażliwością Davida Sylviana. Ale nie układając z tego piosenek – jak obaj muzycy zrobili to choćby na wspólnej płycie „The First Day" – lecz popuszczając wodze eksperymentu: zostawiając otwartą formułę i wrzucając  do niej coś z chorału gregoriańskiego, pieśni minstrela, wyrwane z kontekstu fragmenty jakiejś upiornej opery, ale też ambientu, trip hopu i odrobinę drapieżnie improwizowanego rocka.

Pozornie wydaje się to eklektycznym bałaganiarstwem, ale przy bliższym poznaniu ma swoją logikę. Walker buduje tu coś w rodzaju ilustracji do jakiegoś nieistniejącego spektaklu – gatunkowa przynależność dźwięków nie ma żadnego znaczenia, mają one po prostu animować melorecytowaną tu historię. O bohaterach z obrazów niderlandzkiego geniusza? O mitycznej bogini matce, o której Walker też wspominał w wywiadach? O nagiej brutalności dyktatury Ceaucescu? A może o wszystkim naraz i stąd to ciągnące się od pierwszej do ostatniej nuty napięcie? Irytujące, ale tak, że trudno się oderwać!

Scott Walker

Bish Bosch

Pozostało jeszcze 99% artykułu
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem