W ostatnim exposé premiera Donalda Tuska też nie padło słowo na K.
Nie używa go też prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz. To pokazuje, że wielkie zainteresowanie kulturą nie jest powszechne. I my, tak zwani ludzie kultury, powinniśmy to w końcu zobaczyć. Bo na razie myślimy tak, jak fani piłki nożnej: skoro kibicujemy jakiejś drużynie, to wszyscy inni też powinni jej kibicować. Skoro uważamy, że kultura jest bardzo ważna, to wszyscy inni też tak powinni uważać. I dziwimy się nieustannie, że tak nie jest.
Jest jednak mały mankament w twoim futbolowym porównaniu. Bez piłki nożnej moglibyśmy spokojnie, jako społeczeństwo, użyję nawet słowa „naród", funkcjonować. Bez kultury nie bardzo. To ona trzymała w kupie Polaków przez lata rozlicznych zaborów i okupacji.
To prawda, choć należy zaznaczyć, że najistotniejsze dzieła kultury nie powstały w służbie narodu, tylko kompletnie obok.
A nawet w kontrze, ale to nie ma znaczenia w ostatecznym rozrachunku. W służbie czy nie w służbie, kultura kwitła i jej rola była ogromna.
Wyciągnąłeś tu ciekawy paradoks. Z jednej strony kultura jest nośnikiem treści i wiedzy o tym, kim jesteśmy, a z drugiej uważana jest za zbytek. I tu znowu kłania się fasadowość naszej kultury. Wbija się dzieciom do głów, że kultura jest ważna: Sienkiewicz, „Bitwa pod Wiedniem" i inne potwory, a potem się ogłasza, że nie ma na nią pieniędzy, bo jest fanaberią.
Wspomniałeś o zaborach i okupacjach. Zwróć uwagę, że w tych momentach zagrożenia kultura była narzędziem walki o wolność. Używało się jej razem z granatami i koktajlami Mołotowa. Wystarczy przypomnieć sobie konsekwencje „Dziadów" wystawionych przez Dejmka w Teatrze Narodowym. Kiedy stosuje się wobec nas przymus, wtedy kultura odzyskuje należne jej miejsce, określa nas. Kiedy zagrożenie mija, kultura staje się kaprysem.
Teraz na szczęście żyjemy w czasach pokoju, choć kryzysowych. W którą stronę funkcjonowanie kultury powinno pójść?
Nowoczesna kultura nie potrzebuje nowych spowalniaczy w postaci ociężałych, pieniądzochłonnych instytucji. To jest model, od którego powinniśmy odchodzić. Dzięki Internetowi żyjemy obecnie w czasach szerokiego dostępu do otwartych źródeł informacji.
Internet zaprowadził w końcu kulturę pod strzechy?
Po części. Od paru lat słuchamy dzięki niemu w domu koncertów filharmoników berlińskich. Chciałabym, żeby cały świat słuchał filharmoników warszawskich.
Niezły żart.
No dobrze, zagalopowałam się. Ale Sinfonii Varsovii mogliby, zresztą o realizacji jej siedziby także słuch zaginął, pewnie za droga. Ale cała technologiczna rewolucja – ja to wiem i ty to wiesz – nie zastąpi bezpośredniego uczestnictwa w kulturze, bo choć byś tysiąc pięćset razy zobaczył Mona Lisę na monitorze, to kolana ci się być może ugną dopiero, kiedy ją zobaczysz w Luwrze. Internet nie daje emocji, poczucia uczestnictwa z innymi w wyjątkowym zdarzeniu, nie czujesz przestrzeni, zapachu miejsca – tego kabel nie transmituje. Niezależnie od tego, jak technologia się rozwinie, nie zmieni jednego – najważniejsze jest osobiste przeżycie, na przykład cudownego koncertu na waltornię.
Ale gdzieś ten koncert na waltornię musi być zagrany. Dlatego może jednak potrzebne są te mury instytucji?
Kultura jest przede wszystkim – jak ja to mówię – pomyśliwana, co nie oznacza, że cała praca dokonuje się jedynie w sferze intelektualnej. Powinien jej towarzyszyć nakład związany z upublicznieniem, przecież sztuki wizualne potrzebują miejsca, muzyka sal o dobrej akustyce, filmy kin, czytelnicy bibliotek. Jednak wierzę bardzo mocno w to, że kultura jest ważna nie dlatego, że jest pokazywana w drogich murach, ale przez przebłyski geniuszu, które uzyskują fizyczną formę, promieniującą na setki, tysiące, miliony ludzi.
Co wróżysz kulturze na 2013 rok?
Mniej festiwali, mniej premier, urealnienie budżetów i generalne zaciskanie pasa, ale to nie szkodzi na głowę. Ciężkie czasy wielokrotnie były pretekstem do wynajdywania nowych wyjść, nieoczywistych rozwiązań. Może nastąpi jakiś twórczy ferment? Może śladem nowego prezesa PZPN Zbigniewa Bońka jakiś dyrektor muzeum programowo odmówi kosztownej budowy nowego gmachu w oczekiwaniu na lepsze czasy? Może dojdzie do masowych protestów w obronie likwidowanych bibliotek? Może skoczy czytelnictwo w Polsce? Pieniędzy będzie mniej, ale olśnień będzie musiało być więcej!
Bogna Świątkowska
Jest promotorką kultury i dziennikarką, nazywana „matką chrzestną polskiego hip-hopu", a przez warszawskie kulturalne organizacje pozarządowe po prostu „królową matką". Była m.in. redaktorką naczelną „Machiny", wicenaczelną „Przekroju", prowadzącą programy radiowe, a obecnie kieruje założonym przez siebie magazynem „Notes na 6 Tygodni".
Od 11 lat prowadzi Fundację Nowej Kultury Bęc Zmiana, która skupia się na sztuce, architekturze i designie. Kuratorka, wydawczyni, działaczka. Jest przewodniczącą powołanej w tym roku przez prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz Społecznej Rady Kultury.