Tak łatwo się nie dam. Mogę natomiast odnieść się do tych konkretnych przykładów i umieścić je w ważnym kontekście.
Będę wdzięczny.
Żadne miasto na świecie nie ma tylu scen finansowanych ze środków publicznych co Warszawa. Wszyscy mogą nam zazdrościć takiego zestawu dyrektorskiego: Krzysztof Warlikowski, Grzegorz Jarzyna, Agnieszka Glińska, Maciej Englert, Wojciech Kępczyński, Robert Gliński, Wojciech Malajkat, Tadeusz Słobodzianek. Do tego dochodzą sceny prywatne Krystyny Jandy, Tomasza Karolaka, Emiliana Kamińskiego, Michała Żebrowskiego. Nie zapominajmy też o teatrach prowadzonych przez samorząd wojewódzki i ministerstwo. Oferta teatralna stolicy jest programowo bardzo bogata, ma klasę europejską.
Jeśli chodzi zaś o sytuację finansową, to rzeczywiście wymaga ona mojej interwencji. W zeszłym roku była incydentalna, w tym roku będzie bardziej systemowa. Grzegorz Jarzyna i Krzysztof Warlikowski uzyskają w tym roku podwojenie mojej pomocy na ich aktywność artystyczną. Dostaną pieniądze na nowe spektakle, na eksploatację tych już wyprodukowanych w Polsce i za granicą oraz na programy dodatkowe. Ponadto Narodowy Instytut Audiowizualny otrzyma ode mnie także fundusze na rejestrację spektakli obu teatrów.
A czy z racji swojego znaczenia oba teatry nie powinny być po prostu narodowymi instytucjami kultury?
Nie. Jako minister odpowiadam obecnie za trzy sceny: Teatr Narodowy i Teatr Wielki w Warszawie oraz Teatr Stary w Krakowie. I to już jest, jak na standardy europejskie czy też światowe, za dużo. Nie oznacza to, że mam plany redukcyjne. Szanuję tradycję i uzyskany kompromis. Mam jednak w tej materii swój pogląd: państwo, a więc rząd, powinno odpowiadać konstytucyjnie za jedną instytucję w danej dziedzinie i uczynić z niej wzorcową. Jedną bibliotekę, jedną scenę operową, jedną scenę teatralną, jedno archiwum, jeden obiekt z prawdziwego zdarzenia prezentujący współczesny dorobek sztuk wizualnych i jedynie nieco więcej adresów związanych z dziedzictwem narodowym. Do tego sporo środków finansowych na wspieranie projektów innych organizatorów, w tym prywatnych.
Przypomnę także, wracając do pańskiego pytania, że Grzegorz Jarzyna miał szansę ubiegać się o dyrekcję Narodowego Starego Teatru w Krakowie, ale wybrał TR i Warszawę. Według mojej oceny słusznie.
Dyrektorem Starego mianował pan w końcu Jana Klatę. To jedna z pańskich błyskotliwszych i odważniejszych nominacji.
Nie wszyscy tak uważają.
A w Teatrze Narodowym będą jakieś zmiany?
Ta scena szykuje się do jubileuszu 250-lecia, który będzie za dwa lata, i do tego czasu Jan Englert pozostanie dyrektorem. Pełni tę funkcje bez zarzutu. Potem ogłoszę konkurs albo sam podejmę decyzję i chcę pana zapewnić, że będzie tak samo odważna jak ta krakowska. Jeśli oczywiście dożyję do tego czasu w ministerialnym fotelu. (śmiech)
Skoro jesteśmy przy teatrze i personaliach, to w tym roku kończy się kontrakt Macieja Nowaka, który kieruje Instytutem Teatralnym. Czy będzie przedłużony?
Dziś nie wykluczam żadnej alternatywy. Istnieje więc zarówno możliwość zawarcia nowego kontraktu z panem dyrektorem Maciejem Nowakiem, jak i wyboru nowego szefa placówki. Dla mnie zawsze ważniejsze są rozmowy o przyszłości samego instytutu i jego znaczeniu dla funkcjonowania teatru w Polsce.
Obecna sytuacja, jeśli chodzi o debatę w teatrze, jest fenomenalna i ona będzie określała pozycję i perspektywy instytutu, który w tym roku musi sformułować program na następnych kilka lat. Adres instytutu oraz jego program będą musiały wiązać się z określoną osobowością i gwarancjami na właściwą opiekę nad jednym i drugim.
A co pan myśli o Muzeum Sztuki Nowoczesnej?
To jest bez wątpienia najważniejsze obecnie zadanie administracji publicznej w obszarze kultury w Polsce. Zbudowanie MSN to wyzwanie i zadanie numer jeden. Jestem przekonany, że to muzeum powstanie, i jestem gotowy do pomocy w tej kwestii, choć dziś główny ciężar leży po stronie Warszawy. Myślę, że konkurs na nowy budynek zostanie ogłoszony w tym roku i w ciągu kilku lat w końcu gmach zostanie zbudowany, bo Warszawa bez wątpienia musi mieć przestrzeń na sztukę nowoczesną o wielkim znaczeniu i prestiżu. Chciałbym też wzmocnić środowisko sztuk wizualnych poprzez organizację międzynarodowego triennale sztuki. Pierwsze powinno się odbyć w stolicy w roku 2015.
Kiedy minister środowiska jedzie za granicę, to ogląda oczyszczalnie ścieków albo wysypiska śmieci. A mnie to jednak wiozą do La Scali.
Pan dużo buduje?
Tylko w tym roku prowadzę 200 inwestycji za ponad 1,2 mld zł. W zeszłym było to 800 mln. Zbudowana już została między innymi Opera Podlaska, Filharmonia w Kielcach, przebudowano Filharmonię w Opolu, Częstochowie, Teatr Stary w Lublinie, amfiteatry w Opolu, Sopocie. Wspomagamy budowę Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu, siedziby Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach, Teatru Szekspirowskiego w Gdańsku. Mnóstwo instytucji przechodzi generalne remonty, prowadzę inwestycje w niemal wszystkich uczelniach artystycznych, także w szkołach muzycznych i plastycznych w całej Polsce. Nigdy nie było tylu inwestycji w kulturalną infrastrukturę.
Będzie miał kto te pałace próżności utrzymywać? Opera Podlaska kosztowała ponad 230 mln zł, roczny koszt jej funkcjonowania to 30 mln. Województwo podlaskie zbudowało sobie instytucję, na której utrzymanie go nie stać.
Jedną z pierwszych rzeczy, które zrobiłem, kiedy zostałem ministrem kultury, był objazd całej Polski i liczenie kosztów planowanych inwestycji. W efekcie skreśliłem wiele projektów, które nie miały szans na realizację głównie z powodów ekonomicznych.
Opera Podlaska została zweryfikowana i mocno uskromniona, i to nie w jakości samego projektu, ale właśnie zobowiązań stałych. Żmudna praca przyniosła pozytywny efekt. Dziś mogę spokojnie potwierdzić, że poważnych problemów finansowych w finale roku 2014 nie przewiduję.
Julita Wójcik, odbierając tegoroczny Paszport „Polityki", zaapelowała do pana o zajęcie się problemem ubezpieczeń zdrowotnych dla artystów, którzy często ubezpieczeni nie są. To już kolejny apel do pana w tej sprawie. Czy coś ruszyło?
Szukam rozwiązań, ale to nie jest prosta sprawa. Nawiasem mówiąc, adresatem tych postulatów nie powinien być minister kultury, tylko minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz, z którym oczywiście o tym rozmawiałem. Problem jest wielowarstwowy, a protestujący w różnym czasie ludzie sztuki konkretnych pomysłów na jego rozwiązanie nie przedstawili.
Padła na przykład propozycja, żeby artyści dostawali takie świadczenia jak medaliści olimpijscy. Proszę mi tylko wskazać, co jest odpowiednikiem olimpiady w kulturze. Nie mówiąc już o tym, że najczęściej ci, którzy te najważniejsze nagrody otrzymują (Nobla czy Oscara), od tego momentu nie potrzebują pomocy państwa. Na razie jedynym sensownym rozwiązaniem wydaje się utworzenie specjalnego funduszu, którym dysponowałoby zewnętrzne gremium powoływane przez ministra kultury i które operowałoby środkami przeznaczonymi na wsparcie dla potrzebujących artystów, stałe i doraźne. Innego pomysłu na razie nie ma.
Powołał pan niedawno Radę ds. Instytucji Artystycznych. To są jakieś spotkania przy kawce czy rada ma konkretne zadania?
Chciałbym, żeby rada dostawała określone informacje o kulturze i je przetwarzała, służąc wiedzą i doświadczeniem, zarówno mnie, jak i środowisku. Mam wrażenie, że moja wiedza o mechanizmach dziś funkcjonujących, prawach rynkowych, ale też specyfice działalności w obszarze kultury jest rzeczywiście spora. Ale jednak niepełna. Każdego dnia rozmawiam z szefami wielu instytucji kultury i samymi artystami. Rozmowy tego typu gremiów decyzyjnych prowadzone z moim udziałem to specyficzne forum rozmaitych konfrontacji. Mam nadzieję, że pozytywnych.
A jak wyglądają konfrontacje z kulturalną ofertą programową mediów publicznych?
Gdyby miał pan teraz wymienić programy kulturalne emitowane w telewizji lub radiu publicznym w roku 2012, to z dużym prawdopodobieństwem byłyby to projekty wspierane środkami Ministerstwa Kultury: Teatr Telewizji, „Wszystko o kulturze", „Kultura, głupcze!", „Informacje kulturalne", „Hala odlotów" i tak dalej. Oczywiście daję także pieniądze na produkcję filmów dokumentalnych, transmisje koncertów i festiwali, nawet na program o książkach w TVN. To samo z radiem. Szczególne wsparcie ministerstwa ma Dwójka, której przekazujemy środki na przykład na słuchowiska dla dzieci.
Dodam na marginesie, że oferta kulturalna dla najmłodszych jest dla mnie bardzo ważna. Żadna instytucja publiczna nie może ubiegać się o wsparcie finansowe, jeśli nie ma oferty dla dzieci. A wracając do mediów publicznych, w bieżącym roku otrzymają wsparcie w wysokości minimum 15 mln zł na kontynuację wartościowych programów. To oczywiście sytuacja nadzwyczajna, a nie systemowa. Wspieram działania na rzecz kultury, a nie same media.
Tak sobie myślę, że ma pan całkiem przyjemną pracę.
Nie jest to łatwy resort, ale kiedy minister środowiska jedzie za granicę, to ogląda oczyszczalnie ścieków albo wysypiska śmieci, minister rolnictwa pewnie ubojnie. A mnie to jednak wiozą do La Scali (śmiech).
Luty 2013