W latach 60. pracował pan jako rysownik w magazynie „Pilote". "Sklep dla samobójcow" jest powrotem do zainteresowań z czasów młodości?
Patrice Leconte:
Aktualizacja: 07.08.2013 17:37 Publikacja: 07.08.2013 17:29
„Sklep dla samobójców” to mądry pean na cześć życia. Film od piątku w naszych kinach
Foto: M2 Films
W latach 60. pracował pan jako rysownik w magazynie „Pilote". "Sklep dla samobójcow" jest powrotem do zainteresowań z czasów młodości?
Patrice Leconte:
?Tak. Choć rysując wtedy komiksy, nie marzyłem, by zrobić film animowany. Dzisiaj przyznaję, że to doskonałe doświadczenie. Nagle nie musiałem liczyć się z możliwościami kamery, mogłem sobie pozwolić na każde ujęcie i każde spojrzenie. I na zrobienie wszystkiego, co podszeptywała mi wyobraźnia.
Jednak film o świecie ludzi nieszczęśliwych, niedających sobie rady z życiem, kojarzy się raczej z dramatem niż z animacją okraszoną piosenkami.
Też tak początkowo uważałem. Nawet porzuciłem zamiar ekranizacji powieści Jeana Teule'a, bo nie wiedziałem, jak pokazać na ekranie kolejnych zdesperowanych i zrozpaczonych bohaterów, którzy przychodzą do sklepu, by kupić narzędzia do popełnienia samobójstwa. Taki film mógłby zrobić tylko Tim Burton, a ja nim nie jestem. Wyszłoby mi coś straszliwie ponurego i pesymistycznego. Ale okazało się, że producenci miewają czasem genialne pomysły. Gilles Podesta namówił mnie na zrobienie animacji. I to się sprawdziło. Podobnie jak idea musicalu. Przy „Sklepie dla samobójców" wydawała się ona kolejnym karkołomnym krokiem, a jednak zagrała. Mam wrażenie, że w tym filmie udało mi się w nieco nierzeczywisty sposób opowiedzieć o rzeczywistym świecie.
Socjologowie biją na alarm, bo w czasach kryzysu rośnie liczba samobójstw, a w tym filmie jest rodzaj przyzwolenia na takie żegnanie się z życiem.
Znałem ludzi, którzy popełnili samobójstwo. Nigdy nie oceniałem ich czynu. To jest oczywiście wbrew zasadom religii katolickiej, ale ja nie pozwoliłbym sobie na potępienie ich. Myślę, że człowiek, który podejmuje decyzję, by odejść, musi być w bardzo głębokiej depresji albo robić to całkowicie świadomie. Wspaniały włoski reżyser Mario Monicelli popełnił samobójstwo, mając 86 lat, bo nie chciał żyć zniedołężniały. Ja sam byłem jakiś czas temu w Japonii i spotkałem jasnowidza, który obejrzał linie na mojej dłoni. Zawyrokował: „Będziesz żył 100 lat". Odpowiedziałem: „Zgoda, pod warunkiem, że zachowam zdrowie". Wielkim problemem współczesności jest eutanazja. Zwłaszcza w przypadku terminalnie chorych, potwornie cierpiących. Są też ludzie, którzy decydują się na desperackie kroki z powodów społecznych, bo nie mogą utrzymać rodziny, bo czują się upokorzeni swoją nędzą i bezsilnością. Nie byłbym w stanie rzucić w nich kamieniem. Ale też proszę zauważyć, że „Sklep dla samobójców" jest w gruncie rzeczy obrazem bardzo optymistycznym.
Zwiastun filmu "Sklep dla samobójców"
To prawda. Patrzy pan na ponury świat oczami radosnego dziecka i dowodzi, że jednak warto cieszyć się życiem, jakiekolwiek by ono było.
Nigdy nie zrobiłbym filmu, który pogrążałby widza w rozpaczy. W tym przypadku zdawałem sobie sprawę, że igram z dynamitem. Jeden fałszywy ruch i katastrofa. Animacja sprawiła, że rzeczywistość na ekranie nie jest dosłowna i mogłem puścić wodze wyobraźni. Rysunek i śpiew pomogły uniknąć ponurego nastroju, jaki się wiąże ze śmiercią. Pozwoliły spojrzeć na świat z dystansu. Zażartować. I wie pani, kto najbardziej to docenił? Dzieci.
Dzieci pokochały film o śmierci?
Dzieci pokochały film o życiu. We Włoszech „Sklep dla samobójców" dostał w kinach kategorię „od lat 18". Ja mam inne doświadczenia. Powiem coś, co może bulwersować, ale ten film jest skierowany także do najmłodszych widzów. Sprawdziłem: dziewięcio-, dziesięciolatki znakomicie go odbierają. Dla dzisiejszych dzieci śmierć nie jest tematem tabu, one się z nią stykają bardzo wcześnie, na ekranach telewizorów, w grach komputerowych. A oglądając „Sklep dla samobójców", identyfikują się z najmłodszym bohaterem – radosnym chłopcem, który nie poddaje się ponuremu nastrojowi, zaraża swoich rodziców pogodą ducha i optymizmem. Czy tego właśnie nie robią z nami nasze dzieci?
Ten film był ważny także dla pana?
Każdy potrzebuje lekcji, którą daje mały Alan. Ale dla mnie była to również próba cierpliwości. Produkcja „Sklepu dla samobójców" zabrała mi ponad trzy lata. Gdyby producent od razu mnie uprzedził, że tyle to trwa, pewnie bym zrezygnował. Ale jak już zacząłem, to ciągnąłem tę pracę. I coraz bardziej mnie ona fascynowała. Dzisiaj myślę, że naprawdę warto było.
Będzie pan wracał do animacji?
Kończę film „Obietnica" na podstawie powieści Stefana Zweiga, z angielskimi aktorami. Mój angielski jest dość kulawy, a na planie z Rebeccą Hall, Alanem Rickmanem czy Richardem Maddenem porozumiewaliśmy się bez problemu. Taka jest potęga sztuki. Już zabieram się za następną produkcję i to będzie animacja. Pracuję z tą samą ekipą, co nad „Sklepem dla samobójców". I jestem psychicznie przygotowany, że premiera odbędzie się najwcześniej w 2015 roku.
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Rzeczpospolita
W latach 60. pracował pan jako rysownik w magazynie „Pilote". "Sklep dla samobójcow" jest powrotem do zainteresowań z czasów młodości?
W CSW Znaki Czasu w Toruniu trwa wystawa „Nie pytaj o Polskę”. Przewodnikami są cytaty z polskich hitów, m.in. K...
Złotego Lwa na Biennale Architektury 2025 zdobył Pawilon Bahrajnu.
Wystawa „1945. Nie koniec, nie początek” w Muzeum POLIN w Warszawie powstała na 80. rocznicę zakończenia II wojn...
Choć trudno w to uwierzyć, prace tych światowych sław oraz dzieła kilkudziesięciu innych współczesnych artystów...
Wielka majówka w Łazienkach Królewskich trwa do 4 maja. Wszystkie obiekty Łazienek można zwiedzać bezpłatnie. Cz...
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas