Dużo jeżdżę, głównie po Polsce, z rzadka trochę dalej. Ustaliłem sobie żelazne zasady. Nie jeżdżę w piątki i niedziele (największy tłok w pociągach), nie wracam po nocach (chyba, że bardzo muszę), podróż dłuższą niż pięć godzin rozbijam na dwa dni. W ten sposób nawet takiego potwora, jakim jest PKP, da się jakoś oswoić. Przykrości związane z podróżami spotykają mnie sporadycznie.
Lubię jeździć. Tłumaczę sobie i innym, że to niczego nie zmienia, mam ze sobą wszystko, by pracować po drodze. Czy siedzę w domu nad ekranem, czy w kolejowym przedziale to bez różnicy. Ale to nieprawda. Bo w pociągu mam okno, za którym wyświetlany jest bez przerwy film o polskiej przestrzeni. I zdarza się tak, że – zamiast pracować – przejeżdżam całą trasę z Warszawy do Katowic po prostu gapiąc się na przesuwający za nim krajobraz.