Amerykańska wokalistka Madeleine Peyroux zaśpiewa w Warszawie i Chorzowie

Amerykańska mistrzyni jazzujących ballad Madeleine Peyroux zaśpiewa dziś w Warszawie i jutro Chorzowie - pisze Marek Dusza.

Publikacja: 05.05.2014 14:58

Madeleine Peyroux

Madeleine Peyroux

Foto: Archiwum autora, Marek Dusza m.d. Marek Dusza

Kiedy dziesięć lat temu do światowej dystrybucji trafiła jej płyta „Careless Love", krytycy zgodnie zakrzyknęli: „To reinkarnacja Billie Holiday!" Nie dość, że Madeleine Peyroux śpiewała z charakterystyczną, zrelaksowaną manierą Billie, to miała także podobny do niej, lekko matowy tembr głosu.

Nie była wtedy debiutantką. Zaczęła śpiewać w kafejkach St. Germain i na ulicach Paryża mając 15 lat. Przyłączyła się do zespołu Riverboat Shufflers, a następnie The Lost Wandering Blues and Jazz Band, z którym objechała Europę. Jej wyjątkowy głos i zmysłowe interpretacja zauważył przedstawiciel wytwórni Atlantic i zaproponował wydanie debiutanckiej płyty. „Dreamland" ukazał się w 1996 r., a w jego nagraniu wzięła udział plejada nowojorskich jazzmanów, m.in.: saksofonista James Carter, gitarzysta Marc Ribot, skrzypaczka Regina Carter i pianista Cyrus Chestnut. Producentem albumu był Yves Beauvais, a amerykańska prasa rozpływała się z zachwytu nad nowym wokalnym talentem. Jednak płyta nie zdobyła większej popularności, bo wokalistka nie chciała poddać się machinie show-biznesu i odmówiła udziału w promocji.

- Mogłam włączyć się w ten nurt sukcesu, ale zamiast tego cofnęłam się, by odetchnąć - wspomina. Ten czas poświęciła na występy w małych klubach pomiędzy Los Angeles, Nowym Orleanem i Nowym Jorkiem. Wyjeżdżała też do ukochanego Paryża śpiewając w kafejkach artystycznych.

Dopiero po ośmiu latach Larry Klein, nadworny producent Joni Mitchell, namówił ją na nagranie nowej płyty. Zaśpiewała tytułowy blues „Careless Love" W. C. Handy'ego, a także nowsze utwory jak „Weary Blues" Hanka Williamsa i „Between the Bars" Elliotta Smitha. Jedną z ciekawszych piosenek jest „Don't Wait Too Long", którą napisała razem z Jesse'em Harrisem (autorem wielkiego przeboju „Come Away With Me" Norah Jones) siedząc na ławce w nowojorskim Central Parku. Zamiłowanie do piosenki francuskiej podkreśliła w temacie „J'ai Deux Amours" składając hołd Paryżowi i Josephine Baker. Zadziwiła znakomitą interpretacją „Dance Me to the End of Love" Leonarda Cohena. Przekonująco, jak kobieta po przejściach, wykonała „You're Gonna Make Me Lonesome" Boba Dylana. „Careless Love" sprzedał się w nakładzie miliona egzemplarzy dorównując popularnością płytom Diany Krall i Cassandry Wilson.

W osiągnięciu popularności pomógł jej zapewne proces o milion dolarów odszkodowania, jaki wytoczył jej były kochanek William Galison. Zarzucił jej, że album zawiera utwory z wydanej rok wcześniej płyty „Got You on My Mind", którą razem nagrali, w podobnych aranżacjach.

W 2005 r. wystąpiła na festiwalu Jazz Jamboree śpiewając piosenki z tego właśnie albumu. Cztery lata później promowała u nas skutecznie płytę „Bare Bones", którą również wyprodukował Larry Klein. Wydana w 2011 r. i zrealizowana pod okiem Craiga Streeta płyta „Standing on the Rooftop" przyniosła zmianę brzmienia na bardziej folkowy. Madeleine pozbyła się także maniery śpiewania w stylu Billie Holliday. Pozostała jednak romantyczną dziewczyną z gitarą opowiadającą o miłosnych rozterkach. Kolejny album „The Blue Room" nagrała pod wpływem muzyki z płyty Raya Charlesa „Modern Sounds in Country and Western". Producentem został ponownie Larry Klein. Do kameralnych aranżacji na mały zespół jazzowych, z których wcześniej słynęły nagrania Madeleine, dodał orkiestrę smyczkową. Wokalistka śpiewa tu standardy bluesa i country, a także współczesne ballady jak „Bird on the Wire" Cohena.

Dziś, w poniedziałek o godz. 20:30 Madeleine Peyroux zaśpiewa w Fabryce Trzciny w Warszawie, a jutro wystąpi w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Towarzyszyć jej będzie gitarzysta Jon Herington i kontrabasista Barak Mori. Trasę koncertową nazwała Re/Creation Tour wskazując na nowe podejście do swojego śpiewania. Przekonamy się, czy to zmiany znaczące. Pewne jest, że ciepłego, zmysłowego głosu nie straciła.

Marek Dusza

 

Kiedy dziesięć lat temu do światowej dystrybucji trafiła jej płyta „Careless Love", krytycy zgodnie zakrzyknęli: „To reinkarnacja Billie Holiday!" Nie dość, że Madeleine Peyroux śpiewała z charakterystyczną, zrelaksowaną manierą Billie, to miała także podobny do niej, lekko matowy tembr głosu.

Nie była wtedy debiutantką. Zaczęła śpiewać w kafejkach St. Germain i na ulicach Paryża mając 15 lat. Przyłączyła się do zespołu Riverboat Shufflers, a następnie The Lost Wandering Blues and Jazz Band, z którym objechała Europę. Jej wyjątkowy głos i zmysłowe interpretacja zauważył przedstawiciel wytwórni Atlantic i zaproponował wydanie debiutanckiej płyty. „Dreamland" ukazał się w 1996 r., a w jego nagraniu wzięła udział plejada nowojorskich jazzmanów, m.in.: saksofonista James Carter, gitarzysta Marc Ribot, skrzypaczka Regina Carter i pianista Cyrus Chestnut. Producentem albumu był Yves Beauvais, a amerykańska prasa rozpływała się z zachwytu nad nowym wokalnym talentem. Jednak płyta nie zdobyła większej popularności, bo wokalistka nie chciała poddać się machinie show-biznesu i odmówiła udziału w promocji.

Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla