Z gitary emanuje wielka siła

Jack White ma polskie korzenie. Jest jedną z najbarwniejszych gwiazd rocka i wydaje drugą solową płytę. Zagra 4 lipca na Openerze - pisze Jacek Cieślak.

Aktualizacja: 08.06.2014 02:58 Publikacja: 07.06.2014 10:14

Jack White, Lazaretto Third Man Records/Sonic Records CD, 2014

Jack White, Lazaretto Third Man Records/Sonic Records CD, 2014

Foto: Rzeczpospolita

Jack White znany był dotąd głównie z tego, że chcieli z nim grać The Rolling Stones, Bob Dylan, Norah Jones, Jimmy Page i The Edge. Stojąc na czele zespołów The White Stripes, The Recounters i The Dead Weather – zrewitalizował gitarowe granie oparte na bluesie, rocku i folku. Jeśli pojawiał się w mediach, ukrywał życie prywatne, mistyfikował swoją biografię. Pierwszą żonę, Meg, z którą grał w The White Stripes, nazywał siostrą. Teraz postanowił być szczery, wygarnął wszystkim konkurentom i rówieśnikom z branży: Amy Winehouse, Adele, Lanie Del Ray i The Black Keys.

W wywiadzie dla magazynu „Rolling Stone" powiedział: „Amy Winehouse. Czy ona wymyśliła białą wersję soul? Nie. Ale zrobiła coś nowego i świeżego. Zostało to dobrze spakowane i sprzedane, a potem zaczęły Amy naśladować takie wokalistki, jak Duffy czy Lana Del Rey (...). Adele sprzedała 20 milionów albumów. To nie mogłoby się zdarzyć, gdyby żyła Amy Winehouse".

Nie odcina kuponów ?od dawnych osiągnięć

Dostało się też najważniejszym konkurentom z The Black Keys, których uznał za plagiatorów. Najpierw poprzez plotkarski portal wyciekły do sieci e-maile White'a. Pisał w nich, że chce zabrać dzieci z prywatnej szkoły w Nashville, ponieważ zapisał tam swoje pociechy Dan Auerbach, lider The Black Keys. White czuł się udręczony. Uważał, że Auerbach depcze mu po piętach zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym.

W e-mailach pisał: „W każdej szkole są takie dzieci, które mają problemy z tożsamością, dlatego ubierają się jak wszyscy. Są też muzycy, którzy nie dość, że kopiują cudze nagrania, to jeszcze sprzedają je do reklam. Słuchając tych reklam, czuję się podwójnie okradziony". Teraz White dodał: „The White Stripes mieliśmy taki cel jak Amy, a gdy moja grupa się rozpadła – ktoś musiał skorzystać z naszej nieobecności. Stąd wzięły się takie zespoły, jak Black Keys".

Burza, jaką wywołał White, musiała być w Ameryce wielka, ponieważ w minioną niedzielę wszystkie krytyczne uwagi odwołał i opublikował w sieci przeprosinowy list, w którym życzy wszystkim samych sukcesów. Słowo „przepraszam" padło, ale co White chciał powiedzieć – to powiedział. Nie ze wszystkim trzeba się zgadzać, ale w środowisku, które słodzi sobie bez umiaru, taki głos był potrzebny.

Poza tym White nie jest dyplomatą, tylko znanym z temperamentu rockowym muzykiem. Najważniejsze pozostaje to, czego dokonał na koncertach i na płytach. Docenili go nie tylko starsi koledzy, ale i raperzy. Jay-Z zaprosił Jacka do nagrywania albumu „Yeezus". Na razie kompozycje się nie ukazały. Miał też zaproszenie do wspólnego tournée od Kanye Westa. White'a cenią, bo nie lubi odcinać kuponów od wcześniejszych dokonań.

– Nigdy nie gram takiego samego koncertu, z takim samym repertuarem, nie mówię co wieczór tych samych anegdotek, bobym się zanudził. To strata czasu! – powiedział „Rolling Stone".

Polak z Detroit, ?matka z Krakowa

Przed premierą „Lazaretto" pobił rekord świata i wpisał się do księgi Guinnessa, nagrywając w cztery godziny winylowy singiel z tytułową kompozycją. Całość miała formę koncertowego happeningu sfilmowanego i zaprezentowanego na YouTube. Mieszkający w Nashville fani zostali zaproszeni do sali koncertowej, gdzie grupa White'a zagrała premierową piosenkę, rejestrowaną jednocześnie na analogowym sprzęcie. Taśmę przewieziono pod eskortą do tłoczni, gdzie została wyprodukowana i skierowana do sprzedaży.

To nie pierwszy romans White'a z czarną płytą, która jest niezwykle cenionym przez muzyka nośnikiem, dopieszczanym przez jego wytwórnię Third Man Records.

Płyta „Lazaretto" jest inna od poprzednich. Mocno zanurzona w aurze muzyki lat 60., folkowo-country'owa, co podkreślają skrzypce i partie wokalistek. Jednocześnie nie zabrakło mocnych gitarowych riffów i solówek. White jak zwykle uczynił z albumu tajemniczą szaradę. Drugą stronę książeczki wypełniły enigmatyczne monologi. Zostały zaczerpnięte z zapisków, które muzyk poczynił, mając 19 lat. Nowe piosenki są formą dialogu z samym sobą, gdy był o 19 lat młodszy.

Długi czas nie było wiadomo, kim Jack jest naprawdę. Okazało się, że ma szkockiego ojca i matkę z domu Bandyk, córkę polskich emigrantów, którzy przyjechali do Detroit z Krakowa. Była w Polsce, gdy Jack odwiedził po raz pierwszy nasz kraj i występował na Openerze w Gdyni w 2005 r. Ze sceny, na której biało-czerwone były wzmacniacze, gitary, perkusja, dywan, a nawet paprocie, Jack krzyknął: – Jak się macie?! Jestem Polakiem.

Na kolejnym albumie doczekaliśmy się dwóch kolejnych poloników. Strona w książeczce ilustrowana zdjęciem kolumny Zygmunta w Warszawie podpisana była cytatem z Jana Pawła II: „Pamiętajcie o tym, że jesteście Polakami, i że w waszych sercach gra muzyka".

Przełom w karierze White'a przyniósł album The White Stripes „Elephant" z 2003 r. Podbili świat przebojem „Seven Nation Army" z gitarowym riffem, który ma klasę najsłynniejszych motywów z lat 60. Trudno było uwierzyć, że potężna muzyka napędzana pierwotną rockandrollową energią była dziełem duetu – Jacka, który śpiewał i grał na gitarze, oraz jego pierwszej żony Meg. Rzężąca, ale w soczysty sposób brzmiąca gitara Jacka przypominała dorobek Jimmy'ego Page'a z Led Zeppelin, a jego głos – pierwsze piosenki Roberta Planta. Perkusja Meg stała na proscenium, bokiem do widowni, tak by muzycy mogli grać, nie tracąc kontaktu wzrokowego.

Zawsze zachowywali się niekonwencjonalnie. Znamienny był dialog w filmie „Under Great White Northern Lights", gdy występowali na placach małych miasteczek, w domach kultury, w salach bilardowych, na statku i na platformie samochodowej. Kiedy kierowca ciężarówki dziwił się, że wiezie rockowy zespół, powiedział: „Jest was tylko dwoje? Co robicie?". „Dużo hałasu!" – odpowiedziała Meg.

Trzy ikony ?gitarowego rocka

„Seven Nation Army" stało się nie tylko rockowym przebojem, ale i hymnem wielu stadionów, między innymi mediolańskiego San Siro. Byłem świadkiem zdziwienia Micka Jaggera podczas koncertu otwierającego tournée The Rolling Stones, gdy w przerwie między piosenkami – zamiast skandowania jego przebojów – słyszał właśnie hit The White Stripes. Jagger przełknął zniewagę i zaprosił White'a do udziału w koncercie „Shine A Light", który nakręcił Martin Scorsese.

– Nie mam marzeń wielkich gwiazd rocka – powiedział White po premierze filmu. – Nawet jeśli będę sławny, chciałbym grać w małych klubach, ponieważ lepiej się tam czuję. Łatwiej mi się rozwibrować w takiej kameralnej atmosferze. Nie potrzebuję też stałego dopływu dużych pieniędzy. Kasa to sprawa drugorzędna. Najważniejsza jest muzyka.

Producenci o tym wiedzą, dlatego dostał propozycję, by razem z Alicią Keys skomponować temat do ostatniej części Jamesa Bonda. Jednocześnie został zaproszony na plan dokumentu „Będzie głośno" Davisa Guggenheima, na którym spotkali się przedstawiciele trzech pokoleń mistrzów gitary: Jimmy Page, The Edge z U2 i właśnie White. Film reklamował slogan „Trzy ikony gitary". To właśnie wtedy Jack po raz pierwszy ujawnił tajemnice swojej biografii.

Trzy struny i deska wystarcza, by grać

Miał dziewięcioro rodzeństwa i od najmłodszych lat musiał walczyć o wszystko. Rodzice White'a byli bardzo religijni, pracowali w siedzibie biskupa Detroit, a on miał iść do seminarium. Oznaczało to jednak rozstanie z muzyką. Pierwszym instrumentem White'a była perkusja. Żeby mogła się zmieścić w pięciometrowym pokoiku, wyrzucił meble i łóżko.

Zawsze był przekorny i szedł pod prąd. Za gitarę chwycił, kiedy przestała być modna. Gdy królował hip-hop, zaczął grać archaicznego bluesa. Postanowił wyróżniać się prostotą. W filmie nawija trzy struny na zwykłą deskę, przybija do niej przystawkę. I gra.

– Nie musicie kupować gitary! – rzuca do kamery. Uważa, że gitara potrafi błyskawicznie przemówić do ludzi. Szybciej niż saksofon, fortepian czy skrzypce.

– Jest dla mnie emanacją siły – uważa White. – Dlatego lubię instrumenty trudne do opanowania. Wolę to od pokazywania, jak łatwo mi się gra. Nie lubię też gitarowych gadżetów, bo nie tworzą żadnego muzycznego dziedzictwa. Moja rada brzmi: zrezygnuj z trzech strun i graj głośniej!

Jack White znany był dotąd głównie z tego, że chcieli z nim grać The Rolling Stones, Bob Dylan, Norah Jones, Jimmy Page i The Edge. Stojąc na czele zespołów The White Stripes, The Recounters i The Dead Weather – zrewitalizował gitarowe granie oparte na bluesie, rocku i folku. Jeśli pojawiał się w mediach, ukrywał życie prywatne, mistyfikował swoją biografię. Pierwszą żonę, Meg, z którą grał w The White Stripes, nazywał siostrą. Teraz postanowił być szczery, wygarnął wszystkim konkurentom i rówieśnikom z branży: Amy Winehouse, Adele, Lanie Del Ray i The Black Keys.

Pozostało 93% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"