Reklama

Festiwal Beethovenowski: Niespodzianki w mniejszym składzie

Pierwsze koncerty Festiwalu Beethovenowskiego dają radość z obcowania z muzyką na żywo, choć czy jest to ta sama muzyka co dawniej?

Publikacja: 12.10.2020 12:09

Szymon Nehring

Szymon Nehring

Foto: fot. BARTEK BARCZYK/SLVB

Odwołany wiosną, przeniesiony na październik znów trafił na atak koronawirusa, więc w koncertach na żywo może uczestniczyć garstka publiczności. Na szczęście są transmisje z Festiwalu Beethovenowskigo w radiowej Dwójce i online, ale ten, kto może być w Filharmonii Narodowej wie, że najdoskonalszy streaming nie zastąpi przyjemności bezpośredniego obcowania z muzykami.

Czy rzeczywiście życie koncertowe musi koniecznie podlegać takim restrykcjom, jakie narzucili ci, którzy chyba w ogóle nie obcują z tą sztuką. Publiczność w Filharmonii Narodowej jest bardzo zdyscyplinowana, obsługa zaś sumiennie kontroluje przestrzegania wszystkich reguł, wiec niezbędny dystans dałoby się zachować i przy dwukrotnie większej liczbie słuchaczy.

Na Festiwalu Beethovenowskim orkiestry występują oczywiście w pomniejszonych składach, ale program jest tak dobrany, by nie oferować publiczności symfonicznego substytutu. Co więcej, zdarzają się przyjemne zaskoczenie, jak choćby niezwykłe połączenie utworów, które Andrzej Boreyko zaproponował w sobotnim koncercie inauguracyjnym.

Muzycy Filharmonii Narodowej płynnie przeszli pod jego batutą od Adagia z Kwartetu smyczkowego F-dur Beethovena, które na orkiestrę smyczkową opracował Australijczyk Breat Dean, do I Symfonii Brahmsa. Jej wybór wydawał się niemal oczywisty. Brahms wielbił Beethovena i długo wzbraniał się przed skomponowaniem własnej symfonii, uważając, że nie może mierzyć się z mistrzem. A kiedy po czterdziestce stworzył wreszcie tę pierwszą, niemal jednogłośnie okrzyknięto go następcą Beethovena.

Zagrana przez nieco mniejszą liczbę muzyków pozwoliła Andrzejowi Boreyce pokazać nie tylko pokrewieństwo obu kompozytorów (stąd pomysł łączenia z Adagiem Beethovena), ale pobawić się formą i niuansami I Symfonii Brahmsa. Momentami słuchało się jej jak całkiem nowego utworu, choć przecież wszystkie jej tematy, tak typowo „brahmsowskie”, są dobrze znane.

Reklama
Reklama

To wykonanie nasuwało też inną refleksję. Przy rozproszeniu muzyków na estradzie wymuszonym względami sanitarnymi inne staje się brzmienie całego zespołu orkiestrowego, trudno budować dźwiękowy monolit.

Niespodzianką niedzielnego wieczoru był natomiast występ Szymona Nehringa. Dokładnie pięć lat temu w tej samej sali zwrócił na siebie uwagę na Konkursie Chopinowskim. Miał wtedy 20 lat, dziś jest pianistą po występach i sukcesach w świecie. Z Orkiestrą Polskiego Radia zagrał pięknym dźwiękiem V Koncert Beethovena. Była to interpretacja stylowa, przemyślana i momentami urzekająca. Szymon Nehring pokazał, że w młodej generacji są też pianiści, których w muzyce interesuje coś więcej niż tylko pęd po klawiaturze, mający oszołomić słuchaczy.

Orkiestra Polskiego Radia pod dyrekcją Michała Klauzy zagrała też VI Symfonię Schuberta. I ona powstała pod wpływem Beethovena i to przede wszystkim dostrzegł w niej dyrygent niedzielnego wieczoru, choć jest w niej znacznie więcej. Oba zaś koncerty festiwalu rozpoczęły się od nostalgicznych fragmentów „Polskiego Requiem” Krzysztofa Pendereckiego – „Chaconne” i „Agnus Dei”. Dały chwilę zadumy i wspomnienia o twórcy, który znaczył tak wiele, a dziś została tylko jego muzyka.

 

plakat
Andrzej Pągowski: Trzeba być wielkim miłośnikiem filmu, żeby strzelić sobie tatuaż z plakatem do „Misia”
Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Kultura
Kultura przełamuje stereotypy i buduje trwałe relacje
Kultura
Festiwal Warszawa Singera, czyli dlaczego Hollywood nie jest dzielnicą stolicy
Materiał Promocyjny
Bieszczady to region, który wciąż zachowuje aurę dzikości i tajemniczości
Kultura
Tajemniczy Pietras oszukał nowojorską Metropolitan na 15 mln dolarów
Materiał Promocyjny
Jak sfinansować rozwój w branży rolno-spożywczej?
Reklama
Reklama