W 1989 roku zadziwił świat i siebie. Sam nie przypuszczał, że jego płyta z XVIII-wiecznym hitem – „Czterema porami roku" Vivaldiego – pójdzie w świat jak burza. Nigel Kennedy pobił wszystkie możliwe rekordy, sprzedał ponad 2 miliony egzemplarzy. Takiego wyniku w muzyce klasycznej fonografia nigdy nie notowała. Gościł też na listach przebojów pop.
Wracał potem do tamtego sukcesu, pojawiały się kolejne edycje jego „Czterech pór roku". Teraz zaś wydał nową wersję. Nic wszakże dwa razy się nie zdarza. Porównując dwie okładki – sprzed ćwierć wieku i obecną – widać, że punkowy pióropusz na głowie Kennedy'ego przerzedził się, a on jest już innym artystą.
Ekscentryczny, dobiegający sześćdziesiątki skrzypek spowszedniał na estradach filharmonicznych. I bardziej pociąga go jazz, elektronika czy world music. Takie są „Nowe cztery pory roku" nagrane z tradycyjną orkiestrą, którą Kennedy stworzył do tego celu, ale i z innymi artystami. Jest wśród nich gitarzysta Doug Boyle, używający tradycyjnych instrumentów perkusyjnych Xantoné Biacq czy jazzowy trębacz Tomasz Nowak.
I jest też znany choćby ze współpracy z Massive Attack Damon Reece, który całość zmiksował, dodając elektroniczną perkusję. A Nigel Kennedy dość bezceremonialnie ingeruje w strukturę utworu Vivaldiego. Poszczególne części przeplata elektroniką, w trakcie grania dodaje ostry, gitarowy riff lub potupywania i okrzyki (to w w momencie, który według Vivaldiego miał obrazować wiosenny taniec pasterzy).
Jest w tym muzyczny smak, nie ma się wrażenia, że ktoś pociął na kawałki klasyczne dzieło. Ciekawego klimatu dodaje Tomasz Nowak, którego trąbka brzmi czasem w sposób niemal barokowy, a po chwili gra jakiś jazzowo-balladowy temat. Trudno jednak uznać, że powstała nowa jakość artystyczna. Otrzymaliśmy przyjemny dla ucha mix, jakich wiele powstaje obecnie. Słucha się tej muzyki z łatwością, ale nie wywołuje ona większych emocji.