Cypryjska instalacja „Widzowie w mieście duchów” ujawnia wszystkie ponure fakty, które autorzy „spakowali” do przewoźnych stelaży, a w formie makiety-walizki na kółkach – symbolu mobilności, ale też wygnania. Można ją pokazywać tam, gdzie nie ma cenzury. Cypryjczycy, tworząc alternatywną, wizualną narrację, pokazali syndrom, który pożera kolejne części świata objęte wojną. Najdotkliwiej objawia się to w Ukrainie.
W kategorii prac studenckich zwyciężyła ekspozycja libańska. Jak podkreślają jej autorzy, od ostatniego PQ w 2019 r. Bejrut był miejscem nasilającej się hybrydowej wojny, katastrofalnej eksplozji, a dołożyła się do tego pandemia. Libańska instalacja zaprasza do interakcji, wczucia się w tę sytuację poprzez zaangażowanie w historie mieszkańców i aktywowanie puzzli mapy miasta. Można ją nazwać maszyną wywołującą empatię.
Znakomite „Limbo Hardware”, wyróżnione w dwóch kategoriach, przygotował David Možný z Czech. Z początku trudno zrozumieć, dlaczego gospodarze wcisnęli swoją pracę w najdalszy kąt, gdzie trzeba przeciskać się przy ścianie. To znaczy, że instalacja już działa. Niewielki kubik pocięli na kilka wąskich przestrzeni pokazujących zatomizowanie świata. To także wizja pazerności deweloperów i rosnących kosztów życia. Kupujemy rzekomy luksus własnego kąta, tymczasem minimum metrażu drenuje kieszenie, upokarza, pokazuje miejsce w hierarchii.
W instalacji to korytarz, gdzie na kilku metrach mieszczą się wejścia do „upragnionego M”. Tyle miejsca bezdomni mają za darmo. Jest korytarzyk do windy. Trudno się w nim zmieścić, zaś drzwi do dźwigu są tylko iluzją wygody. Korzystanie blokuje ściana. Bardzo kafkowskie. Na osłodę można pograć na flipperze, który pochłonie resztkę pieniędzy.
Wiele instalacji przyjęło formę aplikacji, zapraszając do podróży w necie bądź w książkowym albumie. Tak można potraktować ekspozycję, nomen omen, „Look Around” przygotowaną przez wieloosobowy kolektyw pod szyldem polskiego Instytutu Teatralnego. Stworzono miejsce opustoszałe, przetrawione i porzucone przez system. Z oddalenia widać trochę piachu, jakieś zdjęcia na ścianie. Temu światu trzeba się przyjrzeć: włączyć Google’a. Zdjęcia pobudzają do refleksji nad tym, co nazwano antropocenem. To czarno-białe kadry rzeźni, z pociętymi korpusami zwierząt. I informacje, że nawet wegetarianie i weganie są wsprzęgnięci w łańcuch obcego sobie przemysłu, ponieważ nawet jeśli ktoś nie je mięsa, zwierzęcy tłuszcz jest w kremie do golenia, lubrykantach, gumie do życia, dezodorantach, perfumach. I najgorszy suspens: nawet poprzemysłowy, proekologiczny recycling, jaki proponują artyści, jest „zamieszany” w zły proceder: PQ odbywało się w dawnych holeszowickich rzeźniach. Autorzy dotarli do publikacji o transporcie milionów zwierząt, również z Polski.
Warto wspomnieć, że pośród prac studenckich zostało zauważone polskie „Asylum” Kseni Makały, próba stworzenie bezpiecznego miejsca wobec takich wydarzeń, jak wojna w Ukrainie i wygnania.