„Kadrowanie jest jak rysunek, a ustawianie światła jak malowanie" – mawia. Za kilka dni, 21 listopada, skończy 81 lat, ale nikt by mu tyle nie dał. Trzyma się znakomicie. To jemu zawdzięczamy fascynujące ujęcia bokserskiej walki LaMotty z „Wściekłego byka". Pracował z Martinem Scorsesem, Halem Ashbym, Philipem Kaufmanen, Martinem Rottem, Michaelem Catonem-Jonesem, Ivanem Reitmanem, Robertem Townym.
Urodził się w 1935 roku na przedmieściach Bostonu, ale jego rodzina przeprowadziła się do małego miasteczka, w którym młody chłopak niewiele miał do roboty. Pustkę wypełniało mu kino.
– W czasach mojego dorastania nie było jeszcze telewizji. Tylko filmy dostarczały informacji i rozrywki. Jak byłem małym chłopakiem, stale jeździłem do najbliższego kina, oglądałem westerny, kreskówki, co się dało. Wtedy kwitła kultura filmowa, szkoła woziła dzieci do kina autokarami. Pamiętam, jakie wielkie wrażenie robiły na mnie czarno-białe kroniki filmowe pokazywane przed filmami – opowiadał Chapman w jednym z wywiadów o dzieciństwie.
Rodzina była niezamożna, nauka droga, ale Chapman dostał stypendium i studiował w Columbia University.
– Wpadłem w artystyczno-rozrywkowe życie nowojorskie – śmieje się. – To był czas bitników, taki styl obowiązywał. I znów łaziłem stale do kina, rano płaciłem 50 centów za bilet, oglądałem film, wychodziłem na hamburgera i piwo, wracałem do kina. Oglądałem klasykę, obrazy klasy B i C. Wszystko. Ale nie miałem jeszcze wtedy bladego pojęcia, że kiedyś sam będę robił filmy. Nie miałem takich aspiracji.