27-letni Sheeran to obecnie autor największego płytowego bestsellera od ponad roku. Jego trzeci album „Divide” rozszedł się w ponad 12 mln egzemplarzy, a każdego tygodnia fani kupują kolejne 60 tys.
Fala „sheeromanii” dotarła także do Polski. Bilety na dwa koncerty w Warszawie – 11 i 12 sierpnia – wykupiono w godzinę. Gdy rudowłosy Brytyjczyk dotarł do naszej stolicy zdążyły go już obejrzeć 4 mln fanów, co przyniosło 333 mln dolarów wpływów.
Fenomen Eda polega na tym, że tak jak Bob Dylan czy Leonard Cohen występuje z gitarą. Tak, to nie pomyłka: na estradzie przed pięćdziesięcioma tysiącami fanów stoi facet z gitarą. Zamiast muzyków do dyspozycji ma komputerowe samplery, które zapewniają podkład muzyczno-rytmiczny. Ale nawet wtedy najważniejszy jest Ed, jego głos i gitara.
Polscy fani przygotowali znakomitą oprawę koncertu z serduszkami i biało-czerwoną iluminacją. Sheeran, który przez większą część koncertu tyle samo śpiewał, co mówił – na przemian komplementował „dobrą organizację”, entuzjastyczne przyjęcie oraz opowiadał anegdoty.
Koncert zaczął od hitu z najnowszej płyty „Castle On The Hill”, zaśpiewał też „I See Fire”, „Bloodstream”, „Perfect”, zaś bis rozpoczął „Shape Of You”, podczas którego powiedział „Warsaw, I Love Shape Of You”. Śpiewał w białej koszulce z orłem w koronie.