Koszmarność owego snu polegała również na tym, że miałem – we śnie – zasłonięte oczy. Słyszałem jednak, i to całkiem wyraźnie, dialog dwójki młodych ludzi: „Zobacz, ile tu boazerii", i odpowiedź: „W życiu tyle na oczy nie widziałem!". „A ja nic nie widzę" – krzyknąłem, budząc samego siebie.

Boazeria to w wielu domach pozostałość peerelowskiego designu. Nie miała jednak wiele wspólnego z tym, co słyszałem we śnie: wiatrem, muzyką płynącą z megafonów. Dałbym sobie też głowę uciąć, że skrzypiał śnieg. Przypomniałem sobie podobną sytuację z „Bruneta wieczorową porą" Barei. Słomiany wdowiec Michał Roman (w tej roli Krzysztof Kowalewski) oglądał film kryminalny rozgrywający się zimą, w górach. Pojawił się w nim nawet góral z Podhala. Znam jednego z nich, więc zadzwoniłem z prośbą o językową pomoc. „Wprost ci nie odpowiem, co znaczy w slangu boazeria, ale sprawdź slangowe znaczenie terakoty".

Na portalu SportowyStyl znalazłem dialog: „Gdzie się pchasz z tą boazerią?". „Tam, gdzie ty z tą terakotą!". Rzecz rozgrywała się w kolejce do wyciągu narciarskiego. Bo boazeria to narty, terakota zaś – snowboard zwany również przez niektórych parapetem. Na początku sezonu życzę zwolennikom „boazerii" i „terakoty" spokojnej koegzystencji na stokach. I zera kontaktu z wyciągiem... w szpitalu.