Krucha, neurotyczna, delikatna. Taką ją pamiętamy z wielu ról. Należy do tych aktorek, które choć zyskały znakomitą pozycję zawodową, nie stają się gwiazdami. Może dlatego, że nie zależy jej na rozgłosie. Zawsze dużo pracowała, ale potem wracała do Virginii. Mieszkała tam ze swoim wieloletnim partnerem życiowym Samem Shepardem, który Hollywood nazywa otwarcie fabryką idiotyzmów. W 2004 r. przenieśli się razem do Nowego Jorku, nie likwidując jednak swojej "wiejskiej" siedziby.
Jessica Lange urodziła się w 1949 r. w Minnesocie. Była córką komiwojażera, sama dużo podróżowała. Przez dwa lata studiowała na uniwersytecie w swoim rodzimym stanie, potem uczyła się sztuki mimicznej w Paryżu, tańczyła w Opera Comique, była modelką w Nowym Jorku.
- To był okropny czas - wspomina - Każdy cię ocenia jak produkt, nikt nie liczy się z tym, co czujesz. Koszmar.
Uciekła od tego w aktorstwo. W 1976 r. dostała pierwszą rolę filmową w "King Kongu" Johna Guillermina. Uznanie przyszło jednak dopiero w 1979 r., gdy zagrała anioła śmierci w "Całym tym zgiełku" Boba Fossa. Jej pozycję ugruntowała rola w "Listonoszu dzwoniącym dwa razy" Boba Rafelsona.
Od tej pory zaczęła być postrzegana jako poważna interesująca aktorka. Zdobyła sześć nominacji do Oscara. Dwie z nich zamieniły się w statuetki: za role w "Tootsie" (1983) i w "Błękitnym niebie" (1995). Ona sama powiedziała w jednym z wywiadów, że wyżej ceni sobie Oscara za "Błękitne niebo". Zagranie młodej przyjaciółki Dustina Hoffmana było dla niej zbyt łatwe. Rola znerwicowanej żony pilota dawała niemal nieograniczone możliwości. I chyba w tym stwierdzeniu tkwi tajemnica aktorstwa Lange. Ta aktorka lubi po prostu grać role trudne, wymagające maksymalnego wysiłku.