Reklama

Obiad po drodze

Podróże z Internetem www.gastronauci.pl

Aktualizacja: 23.11.2007 11:28 Publikacja: 22.11.2007 03:03

Obiad po drodze

Foto: Rzeczpospolita

Red

Lubię jeść poza domem, gdzieś w drodze albo na manowcach, na które zbaczam wiedziona odruchem hazardzisty. Na ogół trafiam dobrze, bo mam nieźle rozwinięty gar-dar, czyli gastronomiczny radar. Czasem jednak zdarzają mi się wpadki. W serwisie www.gastronauci.pl mogę wymieniać dobre i złe doświadczenia z innymi internetowymi smakoszami.

W polskiej sieci brakowało takiego miejsca; tworzonego przez entuzjastów dobrego jedzenia, wiarygodnego, bo niezwiązanego z żadną siecią hotelarską ani producentem jogurtu. Serwis gastronauci.pl to, jak twierdzi jego założycielka Ola Lazar, pierwszy (i na razie jedyny) niezależny portal bywalców lokali gastronomicznych w całej Polsce. Stworzony na wzór słynnego Zagata – przewodnika dla zgłodniałych nowojorczyków.

Gastronautą może zostać każdy. Zasady są proste: trzeba się zarejestrować w bazie użytkowników, podając swój nick i adres e-mailowy, a potem hulaj duszo i żołądku! Można wybrać się do dowolnej restauracji lub baru w kraju, skonsumować coś, a potem opisać wrażenia w recenzji. Byleby recenzji treściwej, bez obelg i donosów do sanepidu lub policji. Recenzje są przed zamieszczeniem czytane przez administratorów, którzy pilnują, by serwis gastronauci.pl nie przekształcił się w miejsce, w którym używa się języka i argumentów znanych z forów pozbawionych takiej kontroli.Strona tytułowa serwisu jest jak przykryty białym obrusem stół, na którym rozstawiono różne smakowitości. Ładnie, estetycznie i w idealnym porządku. Na czerwonej serwetce ustawiono danie popisowe: listę Top 10, czyli wybór dziesięciu lokali najwyżej ocenionych przez internautów. Nie wiadomo, jak aktualna jest ocena, czy sprzed kilku godzin, dni, tygodni czy miesięcy. Jeśli lista jest aktualizowana po każdej dodanej ocenie (a przypuszczam, że tak jest), to świetnie.

Kliknięcie dowolnej z dziesięciu nazw wydzierganych na czerwonej serwetce przenosi internautę do wnętrza portalu, na stronę poświęconą konkretnemu lokalowi – na przykład warszawskiej pijalni czekolady Wedla, zasłużenie znajdującej się w pierwszej dziesiątce. I co tu mamy? Adres, telefon, mapkę i odnośnik do internetowego lokalizatora (cenne), zakres cen i siedem recenzji. Wszystkie entuzjastyczne.

Wracając na główną stronę, tuż obok listy dziesięciu najlepszych knajp jest wykaz miast. Wygląda imponująco, po przejrzeniu zawartości okazuje się jednak, że nie wszystkie z 600 warszawskich czy 70 łódzkich adresów kulinarnych są ocenione, nie wspominając o restauracjach w małych miasteczkach.

Reklama
Reklama

Każdy może wrzucić do zasobów portalu dowolną jadłodajnię, ale nie musi od razu jej recenzować, dlatego lista knajp do wzięcia szybko się powiększa. Wykaz sierotek można znaleźć pod zakładką „bądź pierwszym recenzentem” na dole strony, pomiędzy listą ostatnio dodanych knajp a rankingiem najaktywniejszych gastronautów.

Wirtualny obrus gastronautów, pozornie ścisła i porządnie upleciona tkanina portalu, miejscami się pruje. Słabym punktem jest wyszukiwarka. Po wpisaniu w nią hasła „Warszawa”, dostaję tylko jeden wynik! A gdzie pozostałe 612? Oczywiście mogę przejrzeć całość stołecznych zasobów na piechotę (klikając w nazwę miasta wyszytą na czerwonej serwetce, a potem próbując odnaleźć w jego czeluściach wybrane miejsce), ale skoro na stronie jest wyszukiwarka, to dlaczego z niej nie korzystać?

Na podstawie geograficznego rozkładu recenzji można założyć, że autorzy portalu na razie stołują się głównie w dużych miastach – Warszawie, Krakowie czy Łodzi – ale powoli docierają też do małych, nieznanych turystycznie miejscowości. Nie wszyscy są zawodowymi krytykami (wiem tylko, że autorka portalu Ola Lazar zajmuje się profesjonalnym pisaniem o kuchni), mają też różne gusta, jedni dobrze czują się w barach z kurzymi skrzydełkami, inni testują wyłącznie sushi-adresy. Z gastronautami można się nie zgadzać, ale nie sposób nie szanować ich pracy.

Jestem kolekcjonerką kulinarnych wspomnień. Mam ich dziesiątki, odtwarzam na zawołanie smak moskola umazanego sosem z borowików (Bukowina Tatrzańska), chrupkość placków ziemniaczanych (Gryźliny) albo kolor syropu z mniszka do naleśników (Udziejek na Suwalszczyźnie). Nie jestem samolubem, chętnie więc się nimi podzielę z innymi gastronautami.

Lubię jeść poza domem, gdzieś w drodze albo na manowcach, na które zbaczam wiedziona odruchem hazardzisty. Na ogół trafiam dobrze, bo mam nieźle rozwinięty gar-dar, czyli gastronomiczny radar. Czasem jednak zdarzają mi się wpadki. W serwisie www.gastronauci.pl mogę wymieniać dobre i złe doświadczenia z innymi internetowymi smakoszami.

W polskiej sieci brakowało takiego miejsca; tworzonego przez entuzjastów dobrego jedzenia, wiarygodnego, bo niezwiązanego z żadną siecią hotelarską ani producentem jogurtu. Serwis gastronauci.pl to, jak twierdzi jego założycielka Ola Lazar, pierwszy (i na razie jedyny) niezależny portal bywalców lokali gastronomicznych w całej Polsce. Stworzony na wzór słynnego Zagata – przewodnika dla zgłodniałych nowojorczyków.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Reklama
Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Kultura
Kultura przełamuje stereotypy i buduje trwałe relacje
Kultura
Festiwal Warszawa Singera, czyli dlaczego Hollywood nie jest dzielnicą stolicy
Kultura
Tajemniczy Pietras oszukał nowojorską Metropolitan na 15 mln dolarów
Kultura
1 procent od smartfona dla twórców, wykonawców i producentów
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama