Od lat porusza się swobodnie po odmiennych światach klasyki i jazzu. Był nawet czas, że przestał nagrywać muzykę poważną. W tej dekadzie do niej wrócił, nie rezygnując wszakże z drugiej pasji. Co więcej, odkąd po małżeństwie z Polką kupił mieszkanie w Krakowie, często można spotkać go w tamtejszych klubach jako uczestnika rozmaitych jam session.
W Polsce znalazł też inspirujących go partnerów: saksofonistę Tomasza Grzegorskiego, grającego na fortepianie i organach Hammonda Piotra Wyleżoła, gitarzystę basowego Adama Kowalewskiego oraz perkusistę Pawła Dobrowolskiego. Rok temu EMI wydała na DVD zapis ich koncertu na festiwalu Blue Note Records w Paryżu. Teraz dla tej firmy Kennedy nagrał z nimi dwupłytowy „Bardzo ładny album”. Na dodatek skomponował wszystkie utwory.
Brytyjczyk miał w młodości dwóch mistrzów. Pierwszym był Yehudi Menuhin. – Bez niego byłbym tylko jednym z wielu muzyków klasycznych – powiedział kiedyś w wywiadzie. Drugi to legendarny skrzypek jazzowy Stephane Grapelli. Gdy Nigel jeszcze studiował, zaprosił go do wspólnych występów. – Dzięki Grapellemu odkryłem – powiedział Kennedy – że granie muzyki może sprawiać przyjemność, za którą można być jeszcze opłacanym. Wcześniej myślałem, że to trochę zbyt wygórowane wymaganie.
Trzy dekady później Nigel Kennedy składa hołd swemu mistrzowi. Widać to choćby w utworze „15 Stones”, którego podstawą jest lekka, wręcz zwiewna melodia skrzypiec, stylistycznie nawiązująca do tego, co lubił Grapelli. Wprawdzie prosty temat przerywają szalone improwizacje saksofonu Grzegorskiego, wsparte ostrym rytmem gitary Kowalewskiego, ale pozwoliwszy się wyszaleć obu muzykom, Kennedy powraca do spokojnego, swingującego tonu.
Nawiązując często do Grappellego, Kennedy niczego jednak nie kopiuje. Wszystkie utwory zaaranżował nowocześnie, sporo tu choćby funkowych brzmień, a jednak pozostaje wierny temu, czego nauczył się w młodości. Gra swingujący jazz przyjemny dla ucha i niosący radość wykonawcom i słuchaczom.