Tego artysty nie trzeba nikomu przedstawiać. Zyskał powszechną sympatię od momentu, gdy jako 18-latek zdobył VI nagrodę na Konkursie Chopinowskim w 1970 r.
Występował niemal we wszystkich krajach Europy, w Japonii, obu Amerykach i w Australii, dokonał wielu nagrań, jest szczególnie ceniony za interpretacje utworów Chopina. – Nigdy od nich nie uciekałem – opowiada. – Jeżeli ktoś pyta, którego kompozytora lubię najbardziej, wymieniam Beethovena, Ravela, Debussy’ego, Schumanna. Nigdy nie mówię o Chopinie, bo jest częścią mnie, a części siebie nie można się wyrzec.
Jego utwory grywa także na instrumentach z epoki, w ub. roku na festiwalu w nagłym zastępstwie znakomicie wykonał koncert f-moll z Orkiestrą XVIII Wieku. – Długo miałem wątpliwości co do sensu używania starych instrumentów – mówi artysta. – Wydawało mi się, że całkiem inaczej brzmiały i że to niemożliwe, aby Chopin zachwycał się takim brzmieniem. Dopiero od momentu pierwszej próby z Fransem Brüggenem, kiedy usłyszałem dźwięk i orkiestrę, doznałem olśnienia. Orkiestra XVIII Wieku wytłumaczyła mi sens używania starych instrumentów. Teraz cieszę się, że w tym roku wykonam z nią koncert e-moll Chopina na XIX-wiecznym Erardzie.
Na festiwalu zaprezentuje się także w recitalu chopinowskim (23.08) oraz w „Wariacjach na temat Paganiniego” Lutosławskiego (16.08).
Nie lubi udzielać wywiadów, jest artystą otoczonym legendą. Nic dziwnego, że jego każdy występ przyciąga tłumy.
Jeśli nawet ktoś nie znał wydarzeń z Konkursu Chopinowskiego w 1980 r., gdy Ivo Pogorelić niedopuszczony przez jurorów do finału stał się bohaterem największego skandalu w dziejach tej imprezy, mógł się o tym dowiedzieć, gdy po 27 latach pianista zdecydował się wreszcie przyjechać ponownie do Warszawy. Tamten krzywdzący werdykt dopomógł mu w karierze. Gdy w latach 80. szturmem zdobywał największe estrady świata, towarzyszyły mu wspomnienia konkursowej awantury. Do dziś wszystkie materiały promocyjne umieszczają informacje o jego chopinowskiej porażce i o tym, że w obronie pianisty stanęła jurorka Martha Argerich, która nazwała go geniuszem.
Urodził się w 1958 r. w Belgradzie, ojciec był Chorwatem, matka Serbką. Edukację muzyczną rozpoczął jako siedmiolatek, pięć lat później został wysłany na naukę w Moskwie – w Głównej Szkole Muzyki i Konserwatorium im. Czajkowskiego. W 1976 r. po zwycięstwie na Konkursie im. Casagrande w Terni rozpoczął karierę. Po świetnie przyjętym występie w nowojorskiej Carnegie Hall w 1981 r. Pogorelić stał się gwiazdą, choć nie brakowało krytyków twierdzących, że dysponuje niewielkim repertuarem złożonym z dzieł Bacha, Beethovena, Schumanna, Chopina. On na to odpowiadał: – Tajemnicą mojej kariery jest to, że gram tylko utwory, które rzeczywiście dobrze umiem.
Występy od dawna łączy z działalnością społeczną. Ustanowił fundację dla młodych muzyków w Chorwacji, zaangażował się w budowę kliniki położniczej w zniszczonym wojną Sarajewie. Założył festiwal swojego imienia dla młodych talentów w Bad Wörishofen, w Kalifornii zorganizował własny konkurs pianistyczny.
Jest człowiekiem po przejściach, nie tylko dlatego, że jako pianista jednych fascynuje, innych drażni. W 1996 r. umarła jego żona i artystyczny opiekun – Alicja Kezeradze, jego dawna profesorka z moskiewskiego konserwatorium. Musiało upłynąć sporo czasu, nim po jej śmierci wznowił aktywną działalność koncertową, by odzyskać miejsce w światowej czołówce pianistów. Dwa lata temu zagrał – po dziesięciu latach nieobecności – w Nowym Jorku i reakcje publiczności znów były skrajne: od głośnych owacji do buczenia. Ale też jedna z sonat Beethovena trwająca niespełna pół godziny w jego wykonaniu rozciągnięta została do ponad 40 minut.
50-letni dziś Pogorelić zmienił się tylko zewnętrznie. Nie przypomina delikatnego młodzieńca z konkursowych występów sprzed 28 lat. Gra nadal w sposób niezwykle oryginalny, nie ma dla niego nieważnych nut, potraktowanych z lekceważeniem pasaży. Do klasyków z przeszłości podchodzi z wiedzą współczesnego artysty. Kreuje własny świat, w którym każda nuta ma znaczenie. Jego interpretacje rozgrywają się w wykreowanym przez niego czasie, fascynują poszczególnymi rozwiązaniami, często jednak irytują nadmiernym upodobaniem do stosowania ostrych kontrastów.
Czy tak będzie tym razem, gdy Ivo Pogorelić zagra w koncercie inaugurującym tegoroczny festiwal? Tym razem wybrał II koncert fortepianowy Rachmaninowa, natomiast w pierwszej części zagra utwory Chopina – sonatę h-moll oraz nokturn e-moll op. 72.
17 i 19 sierpnia
O Konkursie Chopinowskim z 1975 r. pamiętamy przede wszystkim dlatego, że zakończył się zwycięstwem Krystiana Zimermana. Tamta rywalizacja była szczęśliwa również dla młodej pianistki z Rygi, która uplasowała się tuż za Polakiem, zajmując drugą lokatę.
Dziś jest dojrzałą artystką. „Znakomicie i autentycznie czuje Chopina, w jej grze nie ma cienia sentymentalizmu” – napisał krytyk „Jerusalem Post” po koncercie Diny Yoffe z Zubinem Mehtą i Israel Philharmonic Orchestra. Takich świetnych recenzji zebrała wiele, bo występowała niemal w całej Europie, Japonii i USA. Lubi także muzykę kameralną, w której ma znakomitych partnerów, takich jak Gidon Kremer, Yuri Bashmet czy Vadim Repin. Na płytach zaś utrwaliła interpretacje kompletu preludiów Chopina oraz jego 19 walców, utwory Schuberta, Francka czy Prokofiewa.
Chętnie zajmuje się także nauczaniem. Prowadzi kursy mistrzowskie w Paryżu i Tokio, w Royal Academy of Music w Londynie czy na Summit Music Festival w Nowym Jorku. Jest profesorem Międzynarodowej Akademii im. Antona Rubinsteina w Niemczech i Rubin Academy of Music w Tel Awiwie.Na tegorocznym festiwalu Dina Yoffe zagra „Rondo á la krakowiak” (17.08), a podczas recitalu dołączy do grona pianistów grających na dawnych fortepianach. Wykona jedną z sonat Schuberta i preludia Chopina (19.08).