Gasnąca gwiazda czy powrót legendy?

Nowy album skandalizującej gwiazdy lat 70. podzielił naszych recenzentów. Paulina Wilk chwali „Hurricane” za mistrzowskie aranżacje, Jacek Marczyński zarzuca płycie brak świeżości

Publikacja: 08.11.2008 00:18

Gasnąca gwiazda czy powrót legendy?

Foto: Rzeczpospolita

[srodtytul]Pro - Huragan Grace wieje z nową mocą[/srodtytul]

[i]Paulina Wilk[/i]

Po dwóch dekadach milczenia Grace Jones zjawia się ze świetnym albumem, niesłabnącą charyzmą i utworami najwyższej próby. „Hurricane” przypomina, że stworzony przez nią w latach 70. styl, którego echo pobrzmiewa w nowych kompozycjach, nie stracił mocy.

Uświadamia też, że tak cenione dziś Roisin Murphy czy Santogold nie są muzycznymi pionierkami, lecz pilnymi uczennicami tej mistrzyni nietuzinkowego image’u.

Jones pozostała ekscentryczna, nieobliczalna. Jednak kiedy nagrywa, działa precyzyjnie i perfekcyjnie przekłada swój nastrój na muzykę. „Hurricane” jest więc płytą mistrzowsko zaaranżowaną i wyprodukowaną – nie nowoczesną, lecz ponadczasową. To także zasługa wyśmienitych współpracowników, m.in. Briana Eno i Tricky’ego, którzy według orkiestrowego zamysłu połączyli dub, elektronikę i rocka. Wiedzieli, jak wydobyć największy atut Jones: elektryzujący, a chwilami przerażający głos. Wywołuje dreszcze, gdy w refrenie tytułowej „Hurricane” grozi, że będzie zrywać korony drzew, mrozi kanibalistyczną wizją w „Corpora-te Cannibal”.

A jednak jej śpiew jest mniej prowokujący i szokujący niż kiedyś. Wydaje się, że 60-letnia Jones złagodniała – „Devil in My Life” jest przejmującym lamentem na zgliszczach toksycznej relacji, a „I’m Crying (Mother’s Tears)” to zaskakująco intymne wspomnienie matki. Dopiero teraz, gdy jest dorosła i silna, Jones odsłania słabości. Tym razem oferuje coś więcej niż ścieżkę dźwiękową klubowych nocy – szlachetną i dojrzałą muzykę.

[srodtytul]Kontra - Hity z gejowskich klubów[/srodtytul]

[i]Jacek Marczyński[/i]

Czas stanął w miejscu, przynajmniej dla Grace Jones. Wydany po długim milczeniu nowy album niewiele się różni od jej nagrań z końca lat 70. Skoro na dyskotekowy parkiet mogła powrócić Madonna, dlaczego nie miałaby tego uczynić Grace Jones? Trzy dekady temu to ona przecież była wielką gwiazdą tej muzyki. „Williams” Blood” z nowej płyty jest więc powtórką z dawnej rozrywki. Tajemniczy wstęp szybko ustępuje miejsca chwytliwej melodii, która coraz bardziej nabiera życia, by można było zatracić się w tańcu.

Jones powtarza nie tylko znane chwyty, ale i powiela swój wizerunek kobiety mrocznej, tajemniczej, a przede wszystkim ambiwalentnej seksualnie. Jej głos zachował to samo ostre, momentami męskie brzmienie. Przed laty obwołano ją królową gejowskiego disco. Z nowymi piosenkami, takimi jak „This Is”, „Corporate Cannibal” czy tytułowy „Hurricane”, może wrócić do tych klubów, by zachwycali się nią jej podstarzali dziś fani i ich młodsi obecnie partnerzy.

W niektórych utworach Jones próbuje uciec od tego wizerunku, ale starania nie dają satysfakcjonującego efektu, o czym świadczy tani sentymentalizm „I’m Crying (Mother’s Tears)”.

Szczytem muzycznej kariery Jones był wydany w 1985 r. album „Slave to the Rhythm”, interesujący kolaż popu, funku i rocka. Wydawało się wówczas, że tę śpiewającą modelkę i aktorkę stać na więcej. Były to złudne nadzieje. Niedługo potem zamilkła na 20 lat, teraz wróciła, ale nie ma nic ciekawego do powiedzenia.

[ramka]Grace Jones

Hurricane

I Sound Labels

CD

2008[/ramka]

[srodtytul]Pro - Huragan Grace wieje z nową mocą[/srodtytul]

[i]Paulina Wilk[/i]

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"