„Cokolwiek się z winnice rodzi, niechaj nie jada: wina i sycery niech nie pije” (Sędziów, XIII: 14) – tak przykazał anioł żonie Manuego (urodziła Samsona). Manue się tego trzymał, a za jego przykładem inni mężowie przez ponad dwa tysiąclecia. Rezultat był taki, że winnice, a zwłaszcza piwnice ,były nie dla kobiet.
Co więcej, w XX wieku, gdy sfeminizowały się wszystkie zawody i profesje (po co te kobiety służą w wojsku, boksują się i podnoszą ciężary?), winiarstwo stało się może ostatnim bastionem męskości.
Ale nadszedł wiek XXI i ten bastion też runął. Kobiety zadomowiły się na dobre w świecie win. We Francji, w Niemczech i w Stanach Zjednoczonych 45 proc. pań przyznaje się, że ma w zwyczaju pijać często wino. Towarzyszy im ono do obiadu, do kolacji, niezależnie od tego, czy posiłkowi towarzyszy męska okrasa.
We Francji 78 proc. osób kupujących wino w supermarketach to kobiety, w Stanach Zjednoczonych 80 proc., w Niemczech 70 proc. Dane te nie są wzięte z kapelusza, badania zamówił paryski CREDOC (Centrum Badań i Studiów nad Jakością Życia), a przeprowadzili je specjaliści z Viniflhor, francuskiego Państwowego Interprofesjonalnego Urzędu do spraw Owoców, Warzyw i Wina (ex ONIVIN, jeśli to ma dla kogoś znaczenie).
W raporcie tym znajduje się stwierdzenie kluczowe dla zrozumienia tych liczb: „Im mocniej kobieta jest zakochana, tym bardziej smakuje jej wino”.