Mój znajomy John‚ który mieszka w bajecznym miniaturowym domku w Pensylwanii, od początku listopada z niepokojem spogląda w stronę posesji sąsiadów. Małżeństwo emerytowanych policjantów rokrocznie dekoruje swój dom i ogród na święta. Parafrazując Frasiera Crane’a z popularnego amerykańskiego serialu „Frasier”, raz do roku to ich dom i mur chiński są widoczne z kosmosu. Nieważne‚ że dom stoi w lesie, a ceny energii poszły w górę. W ubiegłym roku zdobyli drugie miejsce w lokalnym konkursie. W tym roku na pewno postarają się bardziej. Ich naśladowcy są już także w Polsce i też odnoszą sukcesy.
Przed Bożym Narodzeniem zapominamy o dobrym guście i umiarze. Raz do roku możemy się wyłamać z ascezy funkcjonalizmu i bez wstydu wyżyć się i pozwolić sobie na kicz w skrajnej postaci. To kicz usankcjonowany kulturowo.
[srodtytul]Zasada kumulacji[/srodtytul]
Tak się złożyło‚ że w listopadzie byłam i w Nowym Jorku‚ i w Barcelonie‚ i w Warszawie. Zaskoczyło mnie, jak powszechny jest świąteczny kicz. I jak bardzo jest odporny na kryzys finansowy‚ energetyczny i gospodarczy. Dekoracji wcale nie ma mniej. Pojawiły się za to inicjatywy ekologiczne. W centrum Barcelony ustawiono choinki‚ których lampki są napędzane przez dynama rowerowe. Chcesz, by zabłysły – pedałuj. I Katalończycy z radością pedałują.
Kiczem‚ według Abrahama Moles’a‚ autora książki „Kicz, czyli sztuka szczęścia. Studium o psychologii kiczu”, (PIW‚ Warszawa 1978), rządzi kilka zasad‚ z których zasada kumulacji występuje przed świętami i podczas świąt w najczystszej postaci.