Miałam powody do podejrzeń‚ bo budynkami użyteczności publicznej w Polsce często zarządzają panie z zaplecza. Scenę Filharmonii Narodowej w Warszawie jakiś miłośnik sztucznych kwiatów ustroił kiedyś ohydnym plastikowym bluszczem. Kompromitująca dekoracja przetrwała dwa lata‚ zanim ją usunięto.
Pałac‚ zwany dawniej Namiestnikowskim, zobaczyć można na żywo. Ja złożyłam wizytę z grupą licealistów z Lipna. Oprowadzał nas Wojciech Domosławski‚ przewodnik‚ pracujący tu od 20 lat. Prezydentowi Kaczyńskiemu turyści nie przeszkadzają‚ o ile nie ma ważnych wizyt. Aleksander Kwaśniewski zgadzał się na zwiedzanie wtedy‚ kiedy sam był nieobecny. Lech Wałęsa mieszkał tu zaledwie rok.
Najważniejszy budynek w państwie (20 tysięcy mkw.) nie stara się epatować bogactwem jak tonący w złocie kiczowaty Kreml czy pałace w krajach arabskich. Wielkością daleko mu do zamku na Hradczanach. Daje świadectwo naszej historii‚ ma europejską klasę‚ bez gigantomanii. A przede wszystkim żyje. Przewija się przez niego kilkadziesiąt tysięcy osób rocznie.
XVII-wieczny pałac przeszedł przez ręce Koniecpolskich‚ Radziwiłłów i Lubomirskich, swój neoklasycystyczny kształt zyskał na początku XIX wieku‚ gdy przebudował go Christian Piotr Aigner. Po odzyskaniu niepodległości odnowienie powierzono Marianowi Lalewiczowi. Podobno rezultat remontu podobał się warszawiakom i gościom.
Wojnę i Powstanie Warszawskie pałac przetrwał w nienaruszonym kształcie. Jego powojenną przebudowę prowadzili Antoni Brusche i Antoni Jawornicki. Budynek służył radzie ministrów‚ aż do jej przeniesienia w Aleje Ujazdowskie w roku 1994.