– Polska wtedy była zupełnie innym krajem. Cieszę się, że miałem szansę widzieć te wszystkie zmiany – mówi. Języka polskiego uczył się prawie od początku, najpierw nieformalnie. Naukę przerwał, kiedy wyjechał na rok do Czech, a następnie do USA, by ukończyć studia MBA. W 2001 r. wrócił do Polski, aby rozpocząć pracę w firmie konsultingowej McKinsey. Wtedy zaczął intensywnie uczyć się polskiego pod okiem lektora. Po roku zdał egzamin na najwyższym poziomie. – Miałem wynik 89 proc, czyli chyba 5 na skali 1 – 6 – mówi. Łatwiejsze są dla niego rozmowy biznesowe. W nieformalnych trzeba znać więcej potocznych słów i idiomów, których nie uczą na zajęciach. Trudno mu porównywać język polski z innymi językami. Uczył się przez sześć lat francuskiego, ale mało pamięta. – Jako Amerykanin mam chyba w głowie miejsce na tylko jeden obcy język! – mówi ze śmiechem. – Podejrzewam, że polski jest drugim i ostatnim językiem mojego życia.
Jeśli chodzi o gramatykę, Drew O’Malley nie ma wątpliwości, że najtrudniejszym przypadkiem języka polskiego jest dopełniacz. – W mojej pierwszej książce do polskiego pierwsze dwie lekcje były proste, np. „Mam na imię Drew”, „To jest hotel” itd. Ale dopełniacz? -ego, -ej, -ych? Trzy miesiące zajęło mi zrozumienie, o co chodzi.
Polska wymowa też nie należy do najprostszych. – Do dziś mam problemy ze słowem „czterdzieści”. Nie wiem dlaczego, ale jest ono strasznie męczące. Mój pierwszy adres w Polsce we Wrocławiu to była ul. Marii Skłodowskiej-Curie 49. Taksówkarze nie byli w stanie zrozumieć, co staram się powiedzieć. Łatwiej mi było wracać do domu na piechotę lub tramwajem – opowiada ze śmiechem.
Francuz Fabrice Paumelle z firmy Mayland na pytanie, jak trafił do Polski, odpowiada: samolotem.
Pierwszy raz przyjechał w 1997 r. i było to związane z działalnością grupy Casino, która budowała wtedy hipermarkety Geant i centra King Cross. Jego przygoda z Polską trwała do 2001 r., kiedy wrócił do Francji. Kolejna szansa pojawiła się w 2006 r. Powstał Mayland, który zaczął budować w Polsce centra handlowe nowej generacji.
– Dzisiaj Polska to nowoczesny kraj. Można prowadzić rozmowy biznesowe po angielsku, francusku i niemiecku. 11 lat temu koniecznością było mówienie po polsku, dlatego musiałem poznać ten język. Chciałem też bardziej się zasymilować, więcej wiedzieć o kulturze kraju, w którym, jak przypuszczałem, zostanę na dłużej – mówi Paumelle.
Dziś także w kontaktach pozabiznesowych używa języka polskiego. Jak wielu innych biznesmenów cudzoziemców ma żonę Polkę. Jego rodzina jest dwukulturowa. Swoją znajomość polskiego ocenia na 4 z minusem.
– Może dlatego, że nigdy nie pracowałem z nauczycielem. Jestem samoukiem. Wciąż mam problemy z gramatyką, zwłaszcza z końcówkami na -ę i -ą, ale Polacy mi to wybaczają – wyjaśnia.
Co jeszcze mu sprawia trudność w języku polskim? Podobnie brzmiące słowa, np. „wybrać” – „wyborować”.
– Na początku pobytu w Polsce pojechałem zrobić rozeznanie w centrach handlowych. Bardzo długo nie mogłem opuścić parkingu, ponieważ nie widziałem żadnej różnicy w słowach „wjazd” i „wyjazd”.