– Tu się nic nie zmieniło, są pyszne obiady, doborowe towarzystwo, raz wpadnie Głowacki, innym razem Kondratiuk, i zawsze można liczyć na spotkanie z kimś znajomym – wylicza zalety słynnego lokalu.
Inne miejsca, w których spędzał za młodu czas wolny, zmieniły się za to zupełnie. Klaps, kawiarnia w wytwórni filmów, dziś ma inny klimat. – Kiedyś przychodziło się tam na spotkania ze znajomymi, ludzi związanych z produkcją filmów nigdy nie brakowało. Do Lotosa natomiast wszyscy filmowcy chodzili na piwo. My też tam czasem wpadaliśmy z ferajną. Teraz została już tylko nazwa lokalu, sam tam nie zaglądam od dobrych kilku lat – przyznaje aktor.
Czasem nie przetrwało nawet i to. Miejsc, do których chodziło się na tańce, nie uświadczymy pod żadną postacią. A taka choćby Płyta Czerniakowska to kawał historii. – Tam się zaczęła beatlemania. Z całej Warszawy przyjeżdżały zespoły naśladujące styl Bealesów czy Stonesów – mówi Buczkowski i wylicza kolejne miejsca: – Klub Uśmiech na Pięknej, gdzie organizowano konkursy tańca. Na Wawelskiej działała zaś Finka, która swoją nazwę zawdzięczała nieistniejącym dziś fińskim domkom.
Takie potańcówki odbywały się w każdy weekend, na każdą trzeba było przyjść z fasonem, przynajmniej w modnych butach. – Ja pracowałem pół wakacji, żeby sobie kupić tzw. beatlesówy, czyli najmodniejsze buty do kolan. Kosztowały całą pensję, ale każdy o nich marzył – zdradza mój rozmówca.
[srodtytul]Moda i pyzy[/srodtytul]