Przeszłość cwaniaka, czyli lody na końcu Warszawy

Popularny aktor opowiada o uroku Dolnego Mokotowa, o tym, gdzie się jeździło po najmodniejsze ubrania i dlaczego warto było oglądać z bliska mecze hokejowe

Publikacja: 27.11.2009 13:22

Zbigniew Buczkowski do dziś dobrze czuje się na Czerniakowie

Zbigniew Buczkowski do dziś dobrze czuje się na Czerniakowie

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Ze Zbigniewem Buczkowskim spaceruje Dominika Węcławek

Najcieplej wspomina się te miejsca, w których człowiek dorastał. Zbigniew Buczkowski, rodowity warszawiak, najchętniej wraca więc pamięcią do Dolnego Mokotowa. Zaś ul. Chełmską określa krótko mianem „kultowej”.

– Tam się zaczęła moja kariera. Już jako dziecko chodziłem statystować do Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych. Gdyby nie jej sąsiedztwo, kto wie, czy w ogóle bym wybrał zawód aktora – zamyśla się.

[srodtytul]Na sportowo[/srodtytul]

Ponad 50 lat temu ul. Chełmska z okolicami prezentowała się zupełnie inaczej niż dziś.

– To był koniec Warszawy. Nie było Stegien ani Ursynowa. Tylko pola, na których rosły pietruszka i pomidory – opowiada aktor. Wspomina, że dzieciństwo spędzał bardzo aktywnie, czemu sprzyjało otoczenie.

– Pływać nauczyłem się na Jeziorku Czerniakowskim. Na Czerskiej za kościołem graliśmy w piłkę. W okolicach pl. Bernardyńskiego był z kolei ogródek jordanowski – jeździliśmy tam grać w siatkówkę i ping-ponga.

Aktywność Buczkowskiego nie słabła także zimą. Wtedy grało się w hokeja, co ułatwiała bliskość stadionu Legii.

– Podczas meczów trzeba było stać przy bandzie. Gdy któremuś z zawodników złamał się kij, my go łapaliśmy. Potem wystarczyło zbić go z klepką i można było grać – zdradza. Z samym klubem łączy go znacznie więcej – od wciskania się za darmo na stadion piłkarski przez dziurę w płocie, po treningi boksu.

– Miałem wtedy 16 lat i trenowałem w wadze średniej. Byłem nawet mistrzem na Turnieju Pierwszego Kroku w Wołominie – z dumą wspomina aktor.

[srodtytul]Tańce na płycie[/srodtytul]

Atmosfera Dolnego Mokotowa wydatnie sprzyjała również rozwojowi życia towarzyskiego.

– Kiedy oprowadzałem po Łazienkach swoje pierwsze narzeczone, park wydawał się tak duży – wspomina Buczkowski. Blisko było też do Morskiego Oka, już nie tak romantycznego.

– Morskie Oko w czasach mojej młodości było zaniedbane. Dopiero później zrobiono tam alejki, wypielęgnowano otoczenie jeziorka – dodaje.

Wystarczyło jednak wejść parkiem na Górny Mokotów, by dać się skusić ciekawym kawiarenkom i legendarnej Zielonej Budce. – Stała przy parku taka buda z drewna pomalowana na zielono. Sprzedawano tam najlepsze lody w Warszawie. Wtedy jeszcze nie było znaku firmowego, za to wszyscy mówili: „Idziemy na lody do zielonej budki”.

I nawet jak zmienili siedzibę, nazwa została.

Buczkowski od lat nieodmiennie chwali sobie atmosferę i obsługę w sąsiadującej z parkiem kawiarni Mozaika. Jest też częstym gościem Czytelnika.

– Tu się nic nie zmieniło, są pyszne obiady, doborowe towarzystwo, raz wpadnie Głowacki, innym razem Kondratiuk, i zawsze można liczyć na spotkanie z kimś znajomym – wylicza zalety słynnego lokalu.

Inne miejsca, w których spędzał za młodu czas wolny, zmieniły się za to zupełnie. Klaps, kawiarnia w wytwórni filmów, dziś ma inny klimat. – Kiedyś przychodziło się tam na spotkania ze znajomymi, ludzi związanych z produkcją filmów nigdy nie brakowało. Do Lotosa natomiast wszyscy filmowcy chodzili na piwo. My też tam czasem wpadaliśmy z ferajną. Teraz została już tylko nazwa lokalu, sam tam nie zaglądam od dobrych kilku lat – przyznaje aktor.

Czasem nie przetrwało nawet i to. Miejsc, do których chodziło się na tańce, nie uświadczymy pod żadną postacią. A taka choćby Płyta Czerniakowska to kawał historii. – Tam się zaczęła beatlemania. Z całej Warszawy przyjeżdżały zespoły naśladujące styl Bealesów czy Stonesów – mówi Buczkowski i wylicza kolejne miejsca: – Klub Uśmiech na Pięknej, gdzie organizowano konkursy tańca. Na Wawelskiej działała zaś Finka, która swoją nazwę zawdzięczała nieistniejącym dziś fińskim domkom.

Takie potańcówki odbywały się w każdy weekend, na każdą trzeba było przyjść z fasonem, przynajmniej w modnych butach. – Ja pracowałem pół wakacji, żeby sobie kupić tzw. beatlesówy, czyli najmodniejsze buty do kolan. Kosztowały całą pensję, ale każdy o nich marzył – zdradza mój rozmówca.

[srodtytul]Moda i pyzy[/srodtytul]

A po nieco tańsze, ale zgodne z najnowszymi światowymi trendami, ubrania jeszcze 40 lat temu jeździło się na Pragę.

– Chociaż ta dzielnica była dla nas jak inne miasto, to bazar Różyckiego znał każdy. To było miejsce światowej mody, oczywiście robionej u nas. Ktoś by powiedział „szmira” czy „chała”, ale za to na czasie, jak choćby rozszerzane spodnie czy modne buty. Długo się w tym nie chodziło, zdarzyło się, że po deszczu odklejała się podeszwa, ale człowiek miał satysfakcję, że przez jakiś czas nosił się jak reszta świata – mówi z satysfakcją. Teraz na Różycu jest już inaczej. Nie ma też innej atrakcji, która przyciągała chłopaków z Czerniakowa, czyli ciepłych pyz, sprzedawanych przez pokrzykujące gromkim głosem panie.

[srodtytul]Mówiąc „Wiechem”[/srodtytul]

Ta atmosfera na chwilę odrodziła się dzięki serialowi „Dom” i wskrzeszonemu przez filmowców Kercelakowi. To tam grany przez Buczkowskiego Henio Lermaszewski robił lewe interesy. Zaś sama kreacja aktorska sprawiła, że wielu telewidzów, myśląc o cwaniaczku-warszawiaczku, widzi Henia o twarzy Buczkowskiego. Aktor oczywiście za cwaniaka się nie obraża.

– Nie ma nic brzydkiego w tym określeniu, oznacza sprytnego chłopaka, który wszystko załatwi, taki biznesmen, który wszędzie się wkręci. Poza tym to typowo warszawska historia. Nie mówi się przecież o cwaniaku krakowskim albo poznańskim – zauważa.

On, chłopak z Czerniakowa, doskonale odnalazł się w tej roli. Przyznał też, że długo nie zauważał, że choć może „Wiechem” nie mówi, to jednak brzmi to inaczej niż poza Warszawą. – Kiedy zdawałem do szkoły teatralnej, okazało się, że zamiast „list” ja mówię „lyst” – śmieje się.

Z samym teatrem Buczkowski związał kilka lat swego życia. W przyszłości zaś chętnie wróciłby do grania nie przed kamerą, a żywą publicznością. Bo występ aktora bez braw i bez kontaktu z widzami jest niepełny. – To jak wyobrazić sobie Warszawę bez Pałacu Kultury – dorzuca z uśmiechem.

Ze Zbigniewem Buczkowskim spaceruje Dominika Węcławek

Najcieplej wspomina się te miejsca, w których człowiek dorastał. Zbigniew Buczkowski, rodowity warszawiak, najchętniej wraca więc pamięcią do Dolnego Mokotowa. Zaś ul. Chełmską określa krótko mianem „kultowej”.

Pozostało 96% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"