Pomysł skoku z mostu na kajcie powstał dawno temu, pod koniec 2006 r., kiedy zacząłem pracować nad jakimś niekonwencjonalnym projektem. Nie słyszałem, żeby ktoś skakał wcześniej w mieście z mostu. Most Świętokrzyski nadawał się do tego celu znakomicie, jak żaden inny warszawski most, więc wybór był prosty. Wiedziałem, że skok nie będzie należał do najbezpieczniejszych…
[b]Bałeś się?[/b]
Pewnie, że się bałem, przecież nie jestem szajbusem. Nawet tata był temu przeciwny. Ale miałem cel i chciałem go zrealizować. Pamiętam – tego dnia, 16 października, obudziłem się rano i od razu pobiegłem do okna, żeby sprawdzić, czy wieje, bo prognozy były bardzo obiecujące. Już w domu poczułem dreszcz emocji. Na miejscu było tylko kilka osób z ekipy, która mi pomagała. Gdy wszedłem na most, byłem zaskoczony, że wieje tak dobrze. Dmuchało przynajmniej 15 węzłów z północy. Ciepło nie było, najwyżej 6°C, jak na październik przystało. Latawiec pompowałem pod mostem, tam też podłączyłem linki, sam byłem już w piance. Wszystko działo się szybko – obawiałem się, żeby ktoś nie przerwał całej akcji. Jestem pewien, że stróże prawa byliby niezadowoleni, gdyby wiedzieli, co za chwilę będzie się działo na moście… Wziąłem latawiec z linkami, a Filip Dymkowski, który bardzo mi pomagał, dechę i wbiegliśmy na most. Za nami jechał samochód Red Bulla, który miał posłużyć jako swego rodzaju podium startowe. Jeszcze rozwinięcie linek na moście i wszedłem na dach auta ustawionego tuż przy barierce mostu. Założyłem deskę, a Filip wystartował latawiec. Od razu po starcie zacząłem robić kiteloopy, żeby odlecieć jak najdalej od mostu.
Kiedy dopłynąłem do brzegu i wyszedłem na ląd, byłem bardzo zadowolony. Chyba jako jedyna osoba zrobiłem blind judge i kiteloopa na Wiśle, co przy tak nierównym wietrze jest pewnym wyczynem. Między nami mówiąc, wykonałem w sumie trzy skoki.
[b]Skok z mostu, z wysokości 20 metrów. Nie będziemy polecać tego początkującym kajtowcom?[/b]
Zrobiłem to, bo chciałem i po prostu musiałem. Ale nikogo nie namawiam do naśladowania. To było naprawdę dość przerażające doświadczenie i na dodatek trudne technicznie. To jednak nie to samo co skok z mostu na bungee jumping, chociaż do pokonania miałem „tylko” 20 metrów w dół. Teraz pracuję nad czymś innym, ale na razie nie zdradzę nic więcej.