Nie jestem szajbusem

Rozmowa z Maćkiem Kozerskim - jednym z pierwszych profesjonalnych kitesurferów w Polsce. Jego ulubiony trik: mega loop no handel

Publikacja: 04.06.2010 20:04

fot. Maurico Roamos / Red Bull

fot. Maurico Roamos / Red Bull

Foto: First Class

Red

[b]Kitesurfing to młodszy krewny windsurfingu: deska u nóg, a w rękach latawiec. Sport bardzo widowiskowy i podobno wcale nie taki trudny, jak na to wygląda[/b]

[b]Maciek Kozerski:[/b] Pierwszy etap pływania na kitesurfingu jest bardzo motywujący. Zdecydowanie łatwiej i szybciej nauczymy się pływania w ślizgu niż na windsurfingu. Praktycznie każdy, kto skorzysta z pomocy instruktora, jest w stanie po kilku dniach mieć dużą frajdę. Schody pojawiają się dopiero później...

[b]Jakiś trick na kitesurfingu jest dla Ciebie prawdziwym wyzwaniem?[/b]

Lubię mocne wiatry i mocne wyzwania. Tylko przy wietrze sięgającym przynajmniej 30 węzłów mogę pokusić się o wykonanie tricku mega loop. Polega on na skoku w górę i jednoczesnym obróceniu latawca maksymalnie w dół – tak żeby zawodnik i latawiec znaleźli się na tej samej wysokości. Albo wyjdzie super, albo będzie bolało. Oj! nieraz bolało...

[b]Zacząłeś pływać na desce z żaglem jako mały szkrab.[/b]

W Łebie nauczyłem się chodzić i chwilę potem, też w Łebie, stanąłem po raz pierwszy na desce. Tata kupił mi taki mały żagielek dla dzieci. Pamiętam, że długo bałem się głębokiej wody. I pamiętam tę moją pierwszą dziecięcą deskę. Po każdym pływaniu, gdy wynosiłem ją z wody, robiła się coraz cięższa. Dosłownie uginałem się pod jej ciężarem. Aż nie mogłem jej już dźwignąć. Okazało się, że miała w sobie ze dwa wiadra wody. A ja miałem wtedy najwyżej sześć lat.

[b]Przesiadłeś się na kitesurfing, bo zrobił się modny?[/b]

Do 17 roku życia pływałem tylko na windsurfingu. W 2001 r. na jakimś wyjeździe pożyczyłem kajta, żeby zobaczyć, o co w tym wszystkim chodzi. Uznałem, że to może być niezła zabawa, zwłaszcza przy słabszych wiatrach. Wtedy nie było jeszcze żadnych kursów. Do wszystkiego dochodziłem sam, uczyłem się na własnych błędach.

[b]Ale przyznasz, że fani windsurfingu patrzą na kitesurferów z wyższością.[/b]

Kajt jest na czasie. Można powiedzieć – na fali. Co mogę powiedzieć: windsurfing uprawiałem z pasją przez kilkanaście lat. Byłem niezły, ale nie miałem szans, by wystartować w Pucharze Świata i zająć miejsce w pierwszej dziesiątce. W kajcie udało mi się to już kilkakrotnie.

[b]Skąd pomysł, żeby skoczyć z mostu Świętokrzyskiego?[/b]

Pomysł skoku z mostu na kajcie powstał dawno temu, pod koniec 2006 r., kiedy zacząłem pracować nad jakimś niekonwencjonalnym projektem. Nie słyszałem, żeby ktoś skakał wcześniej w mieście z mostu. Most Świętokrzyski nadawał się do tego celu znakomicie, jak żaden inny warszawski most, więc wybór był prosty. Wiedziałem, że skok nie będzie należał do najbezpieczniejszych…

[b]Bałeś się?[/b]

Pewnie, że się bałem, przecież nie jestem szajbusem. Nawet tata był temu przeciwny. Ale miałem cel i chciałem go zrealizować. Pamiętam – tego dnia, 16 października, obudziłem się rano i od razu pobiegłem do okna, żeby sprawdzić, czy wieje, bo prognozy były bardzo obiecujące. Już w domu poczułem dreszcz emocji. Na miejscu było tylko kilka osób z ekipy, która mi pomagała. Gdy wszedłem na most, byłem zaskoczony, że wieje tak dobrze. Dmuchało przynajmniej 15 węzłów z północy. Ciepło nie było, najwyżej 6°C, jak na październik przystało. Latawiec pompowałem pod mostem, tam też podłączyłem linki, sam byłem już w piance. Wszystko działo się szybko – obawiałem się, żeby ktoś nie przerwał całej akcji. Jestem pewien, że stróże prawa byliby niezadowoleni, gdyby wiedzieli, co za chwilę będzie się działo na moście… Wziąłem latawiec z linkami, a Filip Dymkowski, który bardzo mi pomagał, dechę i wbiegliśmy na most. Za nami jechał samochód Red Bulla, który miał posłużyć jako swego rodzaju podium startowe. Jeszcze rozwinięcie linek na moście i wszedłem na dach auta ustawionego tuż przy barierce mostu. Założyłem deskę, a Filip wystartował latawiec. Od razu po starcie zacząłem robić kiteloopy, żeby odlecieć jak najdalej od mostu.

Kiedy dopłynąłem do brzegu i wyszedłem na ląd, byłem bardzo zadowolony. Chyba jako jedyna osoba zrobiłem blind judge i kiteloopa na Wiśle, co przy tak nierównym wietrze jest pewnym wyczynem. Między nami mówiąc, wykonałem w sumie trzy skoki.

[b]Skok z mostu, z wysokości 20 metrów. Nie będziemy polecać tego początkującym kajtowcom?[/b]

Zrobiłem to, bo chciałem i po prostu musiałem. Ale nikogo nie namawiam do naśladowania. To było naprawdę dość przerażające doświadczenie i na dodatek trudne technicznie. To jednak nie to samo co skok z mostu na bungee jumping, chociaż do pokonania miałem „tylko” 20 metrów w dół. Teraz pracuję nad czymś innym, ale na razie nie zdradzę nic więcej.

[b]Co może poradzić mistrz tym, którzy chcieliby spróbować kitesurfingu? Na przykład jaki wiatr i jakie miejsca są najlepsze do nauki?[/b]

Jeśli chcecie polatać na kajcie, polecam na początek wizytę w którejś ze szkółek. To oszczędność czasu i pieniędzy. Najlepsze, moim zdaniem, polskie szkoły to: Board & Kite na Małym Morzu i Aloha w Rewie. Najlepszy wiatr do nauki – nie więcej niż 10 węzłów. A najlepsze miejsca? W Polsce to z pewnością Hel i Łeba. W Egipcie Hurghada i Ras Sudr, w Wenezueli – przecudna, niewielka wyspa Coche, w Brazylii jest pełno idealnych spotów do uprawiania kitesurfingu: Cumbuco, Taiba, Paracuru, Lagoinha.

[ramka][i]* Jeden z pierwszych profesjonalnych kitesurferów w Polsce, uprawia ten sport od 2002 r. Ulubiony trik: mega loop no handed. Inne sporty: windsurfing, longboard, akrobatyka, snowboard. W środowisku znany nie tylko z osiągnięć sportowych, lecz także z niestandardowych przedsięwzięć: kilka lat temu skoczył na kajcie z mostu Świętokrzyskiego, 20 metrów w dół. Ostatniej zimy postanowił popływać – rzecz jasna na kajcie – w przerębli. Jak postanowił, tak zrobił.[/i][/ramka]

[b]Kitesurfing to młodszy krewny windsurfingu: deska u nóg, a w rękach latawiec. Sport bardzo widowiskowy i podobno wcale nie taki trudny, jak na to wygląda[/b]

[b]Maciek Kozerski:[/b] Pierwszy etap pływania na kitesurfingu jest bardzo motywujący. Zdecydowanie łatwiej i szybciej nauczymy się pływania w ślizgu niż na windsurfingu. Praktycznie każdy, kto skorzysta z pomocy instruktora, jest w stanie po kilku dniach mieć dużą frajdę. Schody pojawiają się dopiero później...

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem