Reklama

Płynna granica między chorobą a normalnością

Czy choroba stanie się niedługo normą i co to jest "dysregulacja złości" - odpowiada Jacek Wciórka z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie

Publikacja: 31.07.2010 01:32

Instytut Psychiatrii i Neurologii w Warszawie

Instytut Psychiatrii i Neurologii w Warszawie

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Rz: Podziela pan obawy amerykańskich psychiatrów, że nowa klasyfikacja zaburzeń sprawi, iż choroba stanie się normą?

Jacek Wciórka

: Psychiatrzy od dłuższego czasu prowadzą dyskusję, czy medykalizacja ludzkich zachowań nie idzie za daleko. Problem wynika m.in. z trudności w określeniu, gdzie przebiega granica między dysfunkcyjnym sposobem bycia a zaburzeniem. W latach50. przeprowadzono badania wśród mieszkańców Manhattanu, z których wynikło, że nawet 90 proc. z nich zdradza zachowania nerwicowe. Każdy posiada jakąś cechę, która mu utrudnia życie. Osoby niezwykle wrażliwe często unikają kontaktu z innymi ludźmi, są bardziej wycofane. Nie oznacza to jednak choroby.

Chyba że w ten sposób zostanie ona nazwana w dokumencie.

Zgadzam się, że istnienie schematu diagnostycznego sprawia, iż jesteśmy skłonni częściej przykładać go do rzeczywistości. W tym sensie nowa klasyfikacja może przyczynić się do rozwoju epidemii pewnych zaburzeń, zwłaszcza w odniesieniu do osobowości, sposobu odżywiania i życia seksualnego. Wiele temu sprzyja. Lekarze mogą dzięki temu nazwać obszar swojej bezradności lub kompetencji. Pacjentom łatwiej znieść cierpienie, kiedy wiedzą, co im dolega. Nie mówiąc o firmach farmaceutycznych, dla których oznacza to powiększenie rynków zbytu.

Reklama
Reklama

Pochylmy się nad nowymi jednostkami chorobowymi. Jak pan sądzi, po co na przykład wyodrębniono „dysregulację złości”?

Być może zjawisko to dotyczy problemu związanego z zachowaniem dziecka, z którym rodzice nie mogą sobie dać rady. Ktoś je przebadał i okazało się, że rozwiązanie przynosi podanie leku. Albo aby koszty udzielania pomocy mogły być pokryte przez ubezpieczenie, problem musi zostać uznany za zaburzenie.

Ponoć stąd wzięła się epidemia ADHD.

Rzeczywiście zespół ten rozpoznawany jest coraz częściej – dawniej u dzieci, teraz u dorosłych. Czasami zbyt pospiesznie. Przez stulecia nie znaliśmy tego rodzaju jednostki chorobowej, a ludzie z takimi problemami jakoś sobie radzili. Niektórzy sądzą, że są oni po prostu źle ułożeni.

Źródłem niepokoju lekarzy jest też tzw. współchorobowość. A więc diagnozowanie u jednej osoby kilku, nawet do sześciu chorób. Mówi się, że to sztuczne mnożenie bytów. Z czego wynika? Ludzie chcą coraz bardziej dokładnie opisywać rzeczywistość. Stąd o ile w latach 40. i 50. XX wieku klasyfikacje chorób psychicznych liczyły kilkadziesiąt pozycji, o tyle teraz idą one w setki.

Trudno jednak podejrzewać autorów nowej klasyfikacji o złą wolę. Coś jednak musi być na rzeczy.

Reklama
Reklama

Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana niż dawniej. Testuje ludzką zdolność do przystosowywania się. Nie wszyscy to wytrzymują, co staje się źródłem cierpienia. Poza tym praktyka kliniczna zawsze jednak odstaje od reguł na papierze. Choćby dlatego, że nie zawsze się one sprawdzają. Stąd potrzeba ich aktualizowania. Dawniej na przykład uważano, że depresji zawsze towarzyszy lęk. Wystarczało jedno rozpoznanie – depresja. Dziś rozpoznaje się w takiej sytuacji raczej dwa zaburzenia – depresyjne i lękowe.

Jacek Wciórka - profesor psychiatrii

Kultura
Sztuka 2025: Jak powstają hity?
Kultura
Kultura 2025. Wietrzenie ministerialnych i dyrektorskich gabinetów
Kultura
Liberum veto w KPO: jedni nie mają nic, inni dostali 1,4 mln zł za 7 wniosków
Kultura
Pierwsza artystka z niepełnosprawnością intelektualną z Nagrodą Turnera
Kultura
Karnawał wielokulturowości, który zapoczątkował odwilż w Polsce i na świecie
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama