Rz: Podziela pan obawy amerykańskich psychiatrów, że nowa klasyfikacja zaburzeń sprawi, iż choroba stanie się normą?
Jacek Wciórka
: Psychiatrzy od dłuższego czasu prowadzą dyskusję, czy medykalizacja ludzkich zachowań nie idzie za daleko. Problem wynika m.in. z trudności w określeniu, gdzie przebiega granica między dysfunkcyjnym sposobem bycia a zaburzeniem. W latach50. przeprowadzono badania wśród mieszkańców Manhattanu, z których wynikło, że nawet 90 proc. z nich zdradza zachowania nerwicowe. Każdy posiada jakąś cechę, która mu utrudnia życie. Osoby niezwykle wrażliwe często unikają kontaktu z innymi ludźmi, są bardziej wycofane. Nie oznacza to jednak choroby.
Chyba że w ten sposób zostanie ona nazwana w dokumencie.
Zgadzam się, że istnienie schematu diagnostycznego sprawia, iż jesteśmy skłonni częściej przykładać go do rzeczywistości. W tym sensie nowa klasyfikacja może przyczynić się do rozwoju epidemii pewnych zaburzeń, zwłaszcza w odniesieniu do osobowości, sposobu odżywiania i życia seksualnego. Wiele temu sprzyja. Lekarze mogą dzięki temu nazwać obszar swojej bezradności lub kompetencji. Pacjentom łatwiej znieść cierpienie, kiedy wiedzą, co im dolega. Nie mówiąc o firmach farmaceutycznych, dla których oznacza to powiększenie rynków zbytu.