– Cześć, nazywam się Jessie J, siedzę w sypialni w koszulce z podobizną Prince'a i czuję, że jestem w dobrej formie, więc wam zaśpiewam – na chwilę przybliża się do kamery, włącza ścieżkę dźwiękową i zaczyna. Jakość nagrania jest kiepska, ale głos wspaniały – mocny, barwny, robi wrażenie. O to właśnie chodzi: oglądamy autentyczną scenę, coś na kształt epizodu reality show pod tytułem "Zanim zostałam gwiazdą".
Takich występów w wykonaniu Jessie J, czyli Jessiki Cornish, są w sieci dziesiątki, większość to wersje a cappella lub nagrania akustyczne, z towarzyszeniem gitarzysty. Oprócz nich wiele wywiadów dla telewizji internetowych, w których 22-letnia Jessie opowiada o swym artystycznym dorobku i zamiarach. W planach na 2011 rok ma: wydanie albumu, który stanie się numerem jeden, dużą trasę koncertową, premierę swych pierwszych perfum, uruchomienie programów charytatywnych i klubów kultury dla młodzieży, skomponowanie musicalu, napisanie przeboju dla Britney Spears i nagranie duetu z Leoną Lewis. Sporo, jak na piosenkarkę, która dotąd nagrała jeden singiel? Pozornie. Jessie J jest już w pełni uformowaną gwiazdą z wierną grupą fanów; światowy sukces to formalność.
160 brytyjskich recenzentów biorących udział w prestiżowym plebiscycie BBC namaściło ją już na królową rozrywki, Werdykt wzmocnili jeszcze statuetką British Awards – Critic's Choice. Jessie J ma być odpowiedzią na amerykański fenomen Lady Gagi i Rihanny. Od upadku Amy Winehouse Brytyjczycy nie mieli kogo wystawić do pojedynku, dlatego tak zgodnie głosują na dziewczynę z Essex.
Jessie odebrała edukację muzyczną w tej samej szkole, do której chodziły Winehouse, Adele i Katie Melua. Debiutowała jako 11-latka na West Endzie, w musicalu Lloyda Webbera. Pierwszą płytę nagrała pięć lat temu, ale tuż przed premierą wytwórnia splajtowała. Kilka piosenek ocalało, trafią na debiutancki krążek "Who You Are", który ma się ukazać pod koniec marca. Jego tytuł "Kim jesteś", pozbawiony znaku zapytania, wyraża strategię, jaką przyjęła Jessie J. Zamierza wejść na szczyt jako przeciwieństwo Gagi.
Lady Gaga stała się synonimem hiperkreacji, nieustannego widowiska. Jessie J chce być wcieleniem naturalności, normalności i szczerości. Wszechobecne w Internecie filmy z jej udziałem, kręcone w surowych, przypadkowych sceneriach, mają świadczyć, że nie zostały zaaranżowane, ale wydarzyły się spontanicznie. Rzecz jasna – to złudzenie. Są ciut za dobre, zbyt profesjonalne i przekonujące, by mogły powstać w odruchu serca amatorki. Wokół Jessie J działa już sprawna promocyjna machina amerykańskiego koncernu Universal, tyle że dostosowana do nowych realiów: młoda publiczność lubi talenty wyłaniające się w sieci, a nie narzucane przez koncerny. Dlatego grunt pod karierę Jessie J przygotowywany jest subtelnie.