Ten materiał zrobił z muzyków zespół znany nie tylko w kręgach alternatywnego rocka. Sprzedaje się znakomicie, w wielu krajach Europy pokrył się już złotem. – Czujemy się dumni z odniesionego sukcesu. Wydaje mi się, że to nagroda za całą dekadę wspólnego grania – mówił w jednym z wywiadów Scott Davendorf, gitarzysta i basista The National. – W czasie tournée graliśmy regularnie przy wypełnionych po brzegi salach, tworząc prawdziwą więź z naszymi fanami. Przed laty na koncerty w Londynie przychodziło kilka osób, a kiedy przyjechaliśmy tam już po wydaniu „High Violet”, wszystkie bilety były wyprzedane. Zaskakująca i bardzo motywująca zmiana.
[wyimek] [link=http://blog.rp.pl/zkulturanaty/2010/09/03/z-kultura-na-ty/]Z Kulturą na Ty! - poleć swoje wydarzenie kulturalne[/link][/wyimek]
Nowy album zawiera kapitalnie napisane rockowe piosenki, tworzące spójną całość, stwarzające niezapomniany, nieco melancholijny klimat. „High Violet” jest emocjonalny, wzruszający, a jednocześnie muzycznie bardzo bogaty, pełen smaczków, choć pozostaje w konwencji muzyki, jaką zespół od lat uprawia.
Krytycy wrzucają ich dokonania do worka z napisem indie rock, ale to niewiele mówi. The National gra gitarowe i pozornie proste piosenki, ale z ciekawymi niuansami. Sporo w tej twórczości nawiązań do britpopu, country, americany czy folku, choć przecież na początku kariery zespół założony przez wokalistę Matta Berningera oraz braci Scotta i Bryana Devendorfów grał rocka bliższego ostrzejszej, niemal postpunkowej estetyce.
Muzycy debiutowali na rynku fonograficznym w 2001 roku wydanym własnym sumptem albumem „The National”. Przełomową okazała się trzecia płyta „Alligator” (2005), ale dziełem najambitniejszym jest z pewnością „Boxer” – materiał o dwa lata późniejszy. Piosenki z tego CD zaskakują kapitalną melodyką oraz ciekawym brzemieniem i bogatymi aranżacjami – pojawiają się tutaj smyczki, instrumenty dęte, fortepian.