Na spotkaniu z dziennikarzami w Londynie tuż przed premierą „Gry o tron" Coster-Waldau wzbudzał duże zainteresowanie. Przystojny, wysoki blondyn, dowcipny i pewny siebie, idealny materiał na amanta. Momentami wydawało się nawet, że w blasku fleszy czuje się swobodniej niż doświadczony brytyjski gwiazdor Sean Bean, który w ekranizacji bestsellerowej powieści George'a R.R. Martina wcielił się w lorda Eddarda Starka.
Coster-Waldau jest zresztą z racji warunków fizycznych często do Beana porównywany, a tym razem wskoczył też w jego „buty", grając czarny charakter – Jaime'ego Lannistera, królobójcę, kochanka własnej siostry i adwersarza szlachetnego lorda Starka.
Nikolaj mówi, że z pełną świadomością wziął na siebie ryzyko zmierzenia się z tak negatywną postacią. I chociaż nie usprawiedliwia postępowania swego bohatera, potrafi zrozumieć jego motywacje.
– Jaime Lannister to postać dynamiczna i niejednoznaczna – powiedział „Rz". – Dla aktora to wspaniała szansa i jednocześnie duże wyzwanie. Jest takie powiedzenie: nie należy sądzić książki po okładce. Doskonale sprawdziło się ona w przypadku Lannistera, który ma na sumieniu wiele grzechów, m.in. próbę zamordowania małego chłopca. Ale w miarę rozwoju akcji okazuje się, że postępuje tak z określonych powodów. Jego – nazwijmy to – szczególne relacje z siostrą, bardzo skomplikowały mu życie. Wiele swoich zbrodni Jaime popełnił z miłości. On sam nie ma wielkich politycznych aspiracji, jest żołnierzem, to jego siostra, królowa Cersei, obsesyjnie pragnie władzy...
Aktor podkreśla, że do przyjęcia roli przekonał go nie tyle rozmach telewizyjnej superprodukcji i gatunek fantasy, ile właśnie świetnie nakreślone charaktery.