Dokładnie 75 lat temu z przedstawienia w Teatrze Bolszoj Stalin wyszedł wzburzony, a potem w "Prawdzie" ukazał się artykuł "Chaos zamiast muzyki" osądzający Dymitra Szostakowicza i jego operę "Lady Makbet mceńskiego powiatu". Autorem podobno był sam wódz. Rozpoczęła się nagonka na kompozytora.
Oficjalnym zarzutem był formalizm. Stalina jednak zbulwersował erotyzm opery, bo jak każdy dyktator był pruderyjny, W "Lady Makbet" są gry erotyczne i najbardziej naturalistyczne w dziejach sztuki muzyczne opisanie aktu seksualnego – aż do kulminacji i odpoczynku po orgazmie.
Jaka to jednak wspaniała muzyka! Zmienna w nastrojach i rytmach, na przemian lirycznie wyciszona i eksplodująca brutalnością. Zresztą przez całe cztery akty "Lady Makbet mceńskiego powiatu" ucho widza ma się czym delektować. W Teatrze Wielkim w Poznaniu dyrygent Gabriel Chmura daje ku temu okazję, mimo że orkiestra nie zawsze jest w stanie sprostać jego wymaganiom.
Na scenie zaś beznadzieja rosyjskiej prowincji: wódka i chamstwo. Nawet pop chodzi ciągle pijany. Katarzyna znudzona życiem małżeńskim wdaje się w romans z parobkiem Siergiejem, więc najpierw trzeba zabić podejrzliwego teścia, potem zaś męża. A gdy morderstwa wyjdą na jaw, finał przyniesie kolejną śmierć.
Argentyński reżyser Marcelo Lombardero starał się pokazać życie bez operowych upiększeń. Akcję przeniósł do współczesnej ubojni bydła, gdzie pracownicy gwałcą na metalowym stole sprzątaczkę Aksinię. Dla nobliwej poznańskiej publiczności, która niezmiennie preferuje tradycyjny model teatru operowego, to stanowczo za dużo. W momentach brutalnych część widzów zaczynała się kręcić i komentować.