Znają ją niemal wszyscy, ale nie każdy mile wspomina. "Halka" to opera, na którą prowadza się nawet dzieci. Przymus oglądania miłości biednej góralki do bogatego szlachcica skutkuje potem częstą niechęcią do teatru z nieszczerymi opowieściami, w którym śpiewacy udają kogoś, kim nie potrafią być.
Dla współczesnego teatru "Halka" jest skansenem. Reżyserzy unikają dziś historii w kontuszach i ludowych strojach, o najlepszym dziele Moniuszki nie są dobrego zdania. Na szczęście nie wszyscy.
– Ma znakomite libretto – uważa Waldemar Zawodziński, reżyser krakowskiej premiery. – Wszystkie akty dzieją się o zmroku lub w nocy. Z tego faktu wiele wynika. Noc sprzyja tym stronom naszej duszy, która się budzi, świat się relatywizuje, wszystko nie jest tak oczywiste jak za dnia. A sama Halka to niezwykle wyzwolona postać, przed światem broni tego, co dla niej najważniejsze.
"Halka", której premiera odbędzie się w piątek w Operze Krakowskiej, ma być jednak szalenie realistyczna, będzie też z pewnością widowiskowa. Współautorką kostiumów do przedstawienia (razem z Pawłem Grabarczykiem) jest zmarła w lutym tego roku wielka znawczyni strojów różnych epok Magdalena Tesławska.
Kontuszy ani kierpców nie należy oczekiwać po "Halce", która 23 grudnia pojawi się na scenie Opery Narodowej. Reżyserka Natalia Korczakowska mówi wprost: – Jedni chcą "Halki" nowoczesnej, inni takiej jak zawsze. Dyrekcja zaprosiła mnie po to, żeby odświeżyć ten dramat. Nie wierzę w wartości muzealne teatru. Wierzę w teatr, który mówi o sprawach aktualnych, palących.