Mega gwiazda robi wrażenie człowieka cichego, pokornego i spokojnego.
Jest taki również dlatego, że niejedno już przeszedł. Przeżył raj sławy Woodstock i piekło narkotyków, a po nim załamanie kariery. Potem nastąpił zaś jeden z największych comebacków w historii fonografii, gdy producent Clive Davis namówił Carlosa na nagranie albumu „Supernatural", promując go na nowo w duetach z młodymi gwiazdami. Płytę kupiło 30 mln fanów. Dostała 9 Grammy. Później był sukces „Shamana", zaś rok temu - CD „Guitar Heaven" z największymi gitarowymi hitami w interpretacji Santany.
Wirtuoz grał „Smooth", „Maria Maria", „Corazon Espinado" oraz „Whole Lotta Love" Led Zeppelin czy „Smoke on the Water" Deep Purpli. Każda z piosenek dawała mu sławę i krocie pieniędzy. On jednak, w cichości ducha, marzył o instrumentalnym albumie, tak jak na początku kariery, gdy zasłynął „Europą" czy „Sambą Pa Ti". Wydawca się nie zgadzał. Był jak hiszpański konkwistador, który nie wietrzył w tym złotego interesu i domagał się innych, bardziej komercyjnych projektów.
- To bardzo przyjemne, gdy towarzyszą mi inni artyści, a mojej muzyce - słowa, jednak nie potrzebuję tego - wyznał gitarzysta. - Chciałbym powiedzieć: „Może pozwolicie Meksykaninowi wreszcie zagrać na gitarze?.