W mijającym roku na brak ciekawych gier nie mogli narzekać ani fani dopieszczonych, wysokonakładowych produkcji, ani wielbiciele ekscentrycznych, niszowych rozrywek. Tym, co najsilniej rzucało się w oczy, jest kontynuacja olbrzymiego boomu na gry niezależne, wychodzące z małych, często jednoosobowych studiów producenckich. To właśnie dzięki nim oraz coraz skuteczniejszym strategiom sprzedaży – takim jak Indie Humble Bundle, oferującym pakiety gier w cenach zdeklarowanych przez nabywcę, mogliśmy się cieszyć w prawdziwym zatrzęsieniem doskonałych gier, proponujących zupełnie inny rodzaj rozrywki niż wysokobudżetowe produkcje. Wśród tytułów obywających się bez wielkiej promocji warto było zwrócić w tym roku uwagę na przygodówkę „To the Moon" (jej premiera przypadła na listopad 2011 r., dlatego nie objęły jej prawie żadne zeszłoroczne zestawienia), angażującą gracza w skomplikowaną podróż po wspomnieniach umierającego pacjenta. Wiele zachwytów wzbudziła również niezwykle brutalna i przeznaczona dla wymagających graczy produkcja studia Denatonn Games, zatytułowana „Hotline Miami", która nawiązując stylistycznie do klasycznego GTA, zabierała gracza w świat narkotycznych porachunków, przesiąknięty niepokojącą muzyką takich gwiazd muzyki eksperymentalnej jak Sun Araw. Z tytułów „dla każdego" na pewno warto poświęcić kilka chwil na „Thomas Was Alone" – grę, która na pierwszy rzut oka wygląda jak niezbyt udana próba projektowania obiektów geometrycznych, po chwili okazuje się jednak jedną z najlepszych platformówek roku, uwodzącą rewelacyjnym narratorem i przemyślaną mechaniką rozgrywki.
Moda na niewielkie, niszowe produkcje nie pozostała bez wpływu na największych graczy na rynku elektronicznym, co zaowocowało między innymi tym, że na liście pięciu najlepszych tegorocznych tytułów nie może zabraknąć miejsca dla „Journey". Trzecia gra w dorobku niezależnego studia Thatgamecompany, wydana jedynie na PS3, potwierdziła, że są to twórcy, którzy w najbliższych latach mogą całkowicie odmienić sposób, w jaki myślimy o grach, i to, czego w nich szukamy. Pozbawiona fabuły opowieść o podróży anonimowej postaci przez pustynie i wzgórza usiane ruinami dawno zaginionej cywilizacji podbiła serca fanów przede wszystkim nietypowym wykorzystaniem trybu wspólnej rozgrywki przez sieć, zaprojektowanym tak, by w wędrówce towarzyszył nam losowo wybrany gracz, z którym można się porozumiewać tylko za pomocą pojedynczego sygnału dźwiękowego. Historie przyjaźni i miłości, których źródłem była wspólna podróż przez „Journey", opisywane przez zachwyconych graczy na stronie twórców były bez wątpienia jednym z najpiękniejszych zjawisk w świecie gier A.D. 2012.
Wśród tytułów wysokobudżetowych doczekaliśmy się jak co roku wielu gier, których tytuły opatrzono kolejnymi numerami serii – w tym warte uwagi zamknięcie trylogii „Mass Effect" oraz perfekcyjną kontynuację losów Maxa Payne'a. Rok należał jednak do gier zupełnie nowych lub zrywających z formułą serii, z których się wywodzą. Miłośnicy pierwszoosobowych strzelanek powinni koniecznie zwrócić uwagę na „Spec Ops: The Line", która nie boi się stawiać pytań o sens zabijania w grach. Fani trudnych wyzwań znajdą natomiast mnóstwo radości w „Dead Souls", która wymaga dziesiątków nieudanych podejść, by dać w nagrodę taką satysfakcję ze zwycięstwa, jakiej od dawna nie dawała żadna gra. Jeśli natomiast szukacie gry, która dostarczy wam kilkunastu godzin kompletnie szalonej zabawy w przetrwanie, zainteresujcie się „Tokyo Jungle" – tytułem, dzięki któremu w waszych rękach znajdą się losy zwierząt porzuconych w zniszczonym przez apokalipsę mieście.
A co w przyszłym roku? Być może nowa generacja konsol, na pewno dalszy rozwój rynku gier indie. Czeka nas zapewne również wysyp gier stworzonych dzięki serwisom crowdfundingowym, takim jak Kickstarter. Możemy mieć też pewność, że na pewno zagramy w nowe „Call of Duty" w którejś z jego niezliczonych odsłon.