Zaczęło się od remontu w mieszkaniu. Mieliśmy wszystko, ale brakowało nam szafy – opowiada Marek Wysocki. – Uparłem się, że sam ją zrobię. To była męczarnia. Wyszedł mi jakiś potworek, taka secesja II Rzeczypospolitej w stylu lat 90. Absolutny koszmar. Ale zamiast się wściec, poczułem ogromną satysfakcję i chęć dalszego projektowania. Żona chyba zauważyła moją determinację i zgodziła się, bym dalej realizował marzenie, mimo że czas nie był łatwy. Urodziła mi się córka, a ja zamiast zarabiać, postanowiłem zostać stolarzem – dodaje.
Podobnie było w przypadku Tomka Segieta, który przygodę ze stolarką zaczął od stołu. Stworzenie mebla wbrew wszelkim zasadom rzemiosła okazało się krokiem milowym w życiu Tomka. – Na chybił trafił kupiłem narzędzia, przeczytałem kilka książek i zabrałem się do pracy. Z wykształcenia jestem anglistą i filozofem. Ale wówczas stwierdziłem, że przechodzę od werbalizmu do konkretu. Stolarka to wyjątkowy zawód. Zaczynasz od ścięcia drzewa, a potem, krok po kroku, dochodzisz do celu. Mało kto w dzisiejszych czasach ma szansę uczestniczyć w takim procesie – tłumaczy.
Romantyczność tego zawodu urzekła też Szymona Sławca, który zanim na poważnie zajął się drewnem, imał się różnych prac. – Byłem dziennikarzem, pracowałem w agencji reklamowej i organizowałem koncerty muzyki symfonicznej. Nic mi jednak nie przynosiło takiego ukojenia, jak praca rzemieślnicza. W stolarce nie ma oszukiwania. Jak popełnisz błąd, to od razu go widzisz. Źle przytniesz, dobierzesz materiał, złożysz i tracisz efekt swojej pracy. Drewno nie wybacza. Skończony produkt to taki, z którym już nic więcej nie da się zrobić – deklaruje i z dumą rozgląda się po pokoju. – Mogę wykonać to wszystko. Od podłogi, przez drzwi, po meble. To ogromna satysfakcja.
Klient, nie pan
Nie zawsze jednak zadowolenie stolarza oznacza satysfakcję klienta, który w dzisiejszych czasach bywa po prostu trudny. – Pierwsze pytanie, które słyszę, to: „Czemu tak drogo?" – żali się Tomek. – Ludzie nie zawsze rozumieją, że praca kosztuje. Stół zrobiony przez stolarza to nie jest towar luksusowy, ale wartościowy. Trzeba umieć to docenić – dodaje. – Klientów przerasta też często wolność wyboru i odpowiedzialność. Nie mają własnego gustu albo boją się za nim podążać. W efekcie tygodniami potrafią trwać rozmowy, które ostatecznie wracają do punktu wyjścia – narzeka Tomek.
Oczywiście klienci są różni. Dawniej byli to raczej zamożni ludzie z dużych miast, dziś są z różnych miejsc Polski, a nawet świata. – Ostatnio tworzę coraz więcej mebli dla ludzi, którzy przeprowadzili się z miasta na wieś. Budują tam rezydencje i chcą otaczać się pięknymi przedmiotami. Na szczęście klienci są coraz bardziej pewni siebie i świadomi – mówi Szymon. Zawsze jednak trzeba stawiać pewne granice. – Mam trzy zasady. Po pierwsze, nie robię kopii z gazety. Jeżeli klient przychodzi do mnie z katalogiem i mówi „zrób to", muszę odmówić. Po drugie, stawiam na jakość. Nie konkuruję z ludźmi, którzy prześcigają się w cenie. Po trzecie, miewam zastrzeżenia estetyczne. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że robię komuś mebel, który musi współgrać z wnętrzem, ale nigdy nie zrobię rzeczy, której nie czuję – opowiada Marek.