Najnowsza płyta wychodzi poza ramy hedonistycznego popu, które zespół grał z coraz większą inwencją na poprzednich 12 albumach.
Elektroniczne aranżacje są ważne, bo muzyka brzmi nowocześnie, jednak piosenki zostały skomponowane ponad muzycznymi podziałami. Bo przecież typowe grupy electro-pop nie nagrywają bluesów czy ballad, jakie znajdują się w repertuarze gwiazd hard rocka.
Wielu fanów może również zaskoczyć, że kilka piosenek ma charakter religijny. Daje znać o sobie młodość muzyków, którzy grali w chrześcijańskich zespołach. I chociaż odeszli od wiary, temat Boga i diabła, aniołów, dobra i zła powraca wręcz obsesyjnie. W uwerturze „Welcome To My World" z brzmiącymi zgrzytliwie syntezatorami Gahan śpiewa: plan diabła się nie powiódł, zostawcie dragi i środki uspokajające, a ja pomogę wam wyśpiewać wszystkie wasze marzenia. „Angel" to wspaniały blues z niezwykle mocnym tekstem. Zamyka rozdziały burzliwego życia muzyków, przede wszystkim wokalisty. Do elektronicznego, syntetycznego podkładu śpiewa o spotkaniu z aniołem, o wyczuwalnej obecności Boga, życiu, które było koszmarem, i przemianie: doświadczeniach oczyszczających jak kąpiel i chrzest. „Znalazłem spokój, którego szukałem przez całe życie" – pointuje Gahan w granym szybko finale.
Kolejną ważną kompozycją jest „Heaven", do którego wideo zostało nakręcone w zdesakralizowanym kościele Faubourg Marigny w Nowym Orleanie, gdzie mieści się obecnie The Marigny Opera House. Partia wokalna znajduje pointę w gitarowym riffie, do którego przejmująco zaśpiewał Martin Gore. Wideoklip jest inspirowany niemal biblijnym filmem „Drzewo życia" Terence'a Malicka. Jego przesłanie brzmi: nie lękajcie się. Gahan wyznaje: „Jestem w niebie".