Życie w odcinkach

Żyją od odcinka do odcinka. Potrafią na nie czekać miesiącami, a potem pochłaniać je całymi nocami. Przyjaźnią się z dziewczynami z „Girls”, leczą się u „Chirurgów” i przechadzają po Nowym Jorku z bohaterami „Plotkary”. Życie przepływa im między epizodami. Serialowcy – ludzie, którzy nigdy nie śpią.

Publikacja: 03.05.2013 23:38

Marta Ankiersztejn lubi seriale medyczne, na których można sobie popłakać. Jej mąż, Maciek Węgier, w

Marta Ankiersztejn lubi seriale medyczne, na których można sobie popłakać. Jej mąż, Maciek Węgier, woli bardziej męskie historie. I dlatego czasami oglądają osobno.

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Red

Tekst z archiwum tygodnika "Przekrój"

Żeby przestać oglądać, zaczęłam zostawiać laptopa w pracy. W komórce mam dostęp do Internetu, więc mogłam sprawdzić pocztę, rzucić okiem na Facebooka czy zobaczyć rozkład autobusów, ale serialu już się na niej nie dało oglądać. Pierwsze tygodnie były ciężkie. Powoli jednak udało mi się zwalczyć mój nałóg. Kiedyś musiałam zawsze coś obejrzeć do kolacji czy na dobranoc. Teraz sięgam po książkę. Nadal jednak boję się kusić los i trochę z przyzwyczajenia, a trochę dla zasady zostawiam komputer w biurze – opowiada Julka. Zanim jednak udało jej się w pełni wyzwolić z uzależnienia, podejmowała kilka prób. Obiecywała sobie, że będzie oglądała tylko odcinek dziennie, odłączała Internet, prosiła bliskich o zmianę hasła w komputerze. Nic to jednak nie dawało. Chęć poznania dalszych losów chirurgów z Seattle czy rozpustnika z LA była silniejsza od niej. – Potrafiłam wpaść w kilkuodcinkowy ciąg. Z każdym kolejnym obiecywałam sobie, że to już ostatni, a potem jakoś tak samo się działo, że był następny i następny. Czułam się winna, ale nie mogłam przestać – opowiada.

Julka jest jedną z wielu. Wystarczy zobaczyć, co dzieje się w mediach społecznościowych w dniu wejścia kolejnej serii popularnego serialu „Gra o tron", żeby zrozumieć, że wkręconych są miliony. Początki uzależnienia są niewinne i zwykle zaczynają się od słowa „nuda". Kasia pierwszy serial dostała od taty. – Byłam w klasie maturalnej, kiedy kupił mi „Friendsów" na DVD. Zamknęłam się w pokoju i naraz obejrzałam cały sezon. Poprosiłam o kolejny. Co tydzień dostawałam nową płytę i zatracałam się w świecie nowojorskich przyjaciół. Kiedy skończyła się seria, zaczynałam od początku. Udawałam, że się uczę, ale w rzeczywistości cały czas myślałam o moich serialowych przyjaciołach. Kiedy poznałam mojego obecnego męża, najpierw puściłam mu mój serial. Śmialiśmy się oboje. Boję się myśleć, co by było, gdyby mu się nie spodobało. Może to brzmi głupio, ale to był dla mnie ważny test – opowiada Kasia.

Większość namiętnych oglądaczy ma problem z wymienieniem wszystkich zaliczonych seriali, wszyscy jednak doskonale pamiętają ten pierwszy. Marta Ankiersztejn we wczesnym dzieciństwie, zamiast chodzić do przedszkola, z przyszywaną babcią oglądała „Dynastię" i „Modę na sukces". Anka przypadkowo natrafiła w telewizji na „Lostów" i została z nimi na kilka kolejnych sezonów. Zuza Cichowska przypomina sobie „Ostry dyżur", na który spieszyła się po szkole, a Krystian Bogucki wspomina „Przyjaciół", którzy w jego studenckim mieszkaniu w Krakowie lecieli na okrągło. Dopóki jednak seriale były puszczane w telewizji, można było nad tym jakoś zapanować. Wszystko się zmieniło, kiedy masowo zaczęto je udostępniać w Internecie. Z dnia na dzień stały się powszechne. Dostępne w każdym miejscu i o każdej porze dnia i nocy.

Od zmierzchu do świtu

Noc to szczególnie ważna pora dla serialowców. Nowe odcinki w Stanach mają zwykle premierę po południu, co oznacza, że w Polsce pojawiają się nad ranem. Marta przyznaje, że zdarzało jej się specjalnie budzić na kolejną porcję historii. Podobnie Kasia, która kiedyś zajmowała się robieniem napisów do popularnego serialu. – Odcinek pojawiał się nad ranem. Razem z grupą fanów ściągaliśmy go i dzieliliśmy na 10-minutowe części. Każdy pracował nad jedną. Zdarzało się więc, że tłumaczyłam samą końcówkę, żeby dopiero po skończonej pracy obejrzeć całość – przyznaje dziewczyna. Noc to jednak nie tylko czas oczekiwania, ale też czas oglądania. W końcu dla większości zagonionych młodych ludzi moment położenia się do łóżka jest pierwszą wolną chwilą w ciągu dnia. – Zaczynałem od odcinka na dobranoc. Ale zdarzało się, że wyłączałem komputer dopiero wtedy, kiedy orientowałem się, że już świta. Kiedy jestem wkręcony w jakiś serial, potrafię spać dwie godziny na dobę. W pracy mówię, że mam kłopoty z bezsennością, a w rzeczywistości całe noce spędzam z moimi bohaterami. Nawet jeśli przysnę, przewijam stracone minuty. Nigdy nie przerywam w pół odcinka – zwierza się Maciek Węgier.

Krystian, kiedy zaczął oglądać „Sześć stóp pod ziemią", też nie mógł przestać. – Przez trzy dni nie robiłem nic innego. Nie miałem wtedy pracy ani żadnych obowiązków, więc mogłem sobie na to pozwolić. Uspokoiłem się dopiero wtedy, gdy zobaczyłem ostatni odcinek. Byłem jak w transie – opowiada. Podobną sytuację przeżyła Marta, która namiętnie zaczęła oglądać seriale w trakcie pisania pracy magisterskiej. – Czułam, że nie jestem w stanie nic zrobić, dopóki trwa serial. Moja głowa była absolutnie zajęta przez jego bohaterów. Oglądałam od rana do nocy. Kiedy mój chłopak wracał z pracy, kombinowałam, co mu opowiedzieć, żeby nie wyszło na jaw, że cały dzień zmarnowałam na oglądaniu. Chwaliłam mu się więc, że powiesiłam pranie czy wysłałam e-maila. W rzeczywistości zajmowałam się tymi czynnościami tylko dlatego, że czekałam, aż ściągnie mi się kolejny odcinek – mówi.

Serialowi nałogowcy przyznają się, że najczęściej popadali w filmowy ciąg w sytuacjach, kiedy na ich głowie było najwięcej obowiązków. – Serial był dla mnie ucieczką – zwierza się Zuza. – Zamiast pracować nad pracą magisterską, po prostu oglądałam kolejny odcinek i wyłączałam myślenie. Czułam się z tym beznadziejnie, więc żeby zabić to uczucie, odpalałam kolejny. Zdarzało się tak, że cały tydzień mijał mi na oglądaniu i uciekaniu przed odpowiedzialnością – wspomina.

Czasem dla serialu rezygnuje się z pracy, ale częściej cierpi na tym życie towarzyskie. Krystian wielokrotnie rezygnował z wyjścia z przyjaciółmi na imprezę, bo wolał „posiedzieć" sobie ze znajomymi z serialu. Podobnie Anka, której zdarzało się w ostatniej chwili zrezygnować z planów na rzecz kanapy i komputera. – Czułam, że aktorzy z serialu są mi poniekąd bliżsi od obcych ludzi w klubie czy na imprezie. W końcu spędzałam z nimi mnóstwo czasu i znałam jak przyjaciół.

Życie towarzyskie w odcinkach

Kasia była na tyle zżyta z szóstką przyjaciół z Nowego Jorku, że za każdym razem, gdy kończyła ostatnią serię, robiło jej się przykro i zaczynała od nowa. – Nie potrafiłam ich zostawić. Przez kilka tygodni żyłam ich życiem i czułam się jak jedna z nich.

Krystian nałogowo ogląda „Seks w wielkim mieście". Odcinek „Kotwice w górę", który kończy monolog Carrie: „Doszłam do wniosku, że mężczyźni nie są mi niezbędni do życia, bo tak naprawdę co wieczór umawiam się ze swoim miastem", ogląda za każdym razem, kiedy jest mu smutno. – Znam ten serial na wyrywki, ale i tak przynajmniej raz w roku oglądam go od początku do końca. Daje mi niesamowitą siłę – zwierza się.

Anka w trakcie oglądania nowego odcinka „Chirurgów" potrafi kilka razy zadzwonić do najlepszej przyjaciółki. – O bohaterach z serialu rozmawiamy jak o naszych znajomych. Cieszymy się ich sukcesami, martwimy się, jak sobie nie radzą, kibicujemy ich miłościom. Zdarza nam się płynnie przejść od plotkowania na temat realnych znajomych do opowieści o tych serialowych – mówi.

Serial to dobry katalizator emocji. Marta przyznaje, że szczególnie lubi te „medyczne", bo na nich można sobie dobrze popłakać. – W „Chirurgach" prawie w każdym odcinku ktoś ginie. Fabuła jest tak poprowadzona, żeby wzruszać. Maćka strasznie denerwuje ten serial, więc muszę oglądać go w słuchawkach. Zdarza się, że leżymy w łóżku obok siebie i każde z nas jest zatopione w swoim świecie. Ja wycieram łzy, śledząc losy lekarzy, a Maciek ma rumieńce od oglądania brawurowych przygód gangu motocyklowego – śmieje się Marta. Gorzej, kiedy emocje się skończą. Krystian, który obecnie ogląda 13 seriali naraz, przyznaje, że większość z nich w ogóle już go nie interesuje. – Scenarzyści robią wszystko, żeby przeciągnąć historię w nieskończoność. Kiedy zaczynałem oglądać komediową produkcję „Jak poznałem waszą matkę", byłem zachwycony. Teraz oglądam dziewiąty sezon i tylko czekam, aż ten serial się skończy. Mam zasadę, że nigdy nie przewijam, ale zdarza mi się podczas 20-minutowego odcinka rozmawiać przez telefon czy wysyłać e-maile. Oglądam to tylko dlatego, żeby w końcu poznać tytułową matkę – żali się.

Zuza takie seriale określa słowem „zapasowe". – Na liście oglądanych mam kilka tytułów, po które sięgam w ostateczności. Zwykle to serial, który średnio mi się podoba, ale jest na tyle wciągający, że pozwala choć na chwilę wyłączyć myślenie – opowiada.

Pokora to kolejna cecha serialowców. Kasia przyznaje, że potrafiła przemęczyć kilka pierwszych odcinków, żeby móc bez wyrzutów zrezygnować z dalszego oglądania. Dla Krystiana kluczowy jest pilot i pierwszy odcinek, a Maciek poszukuje nowych tytułów na forach internetowych. Zwykle zanim trafią na coś, co zaskoczy, podejmują kilka prób. O nowych tytułach dowiadują się od przyjaciół albo z Facebooka. Nawet jeśli długo nie mogą trafić na coś interesującego, rzadko pojawia się myśl, żeby po prostu przestać.

Serialogodziny

– Kiedy popsuł się w moim mieszkaniu Internet, potrafiłam obejrzeć odcinek na telefonie. Nic nie widziałam, ale nie mogłam oprzeć się pokusie – opowiada Zuzia. Anka oglądała seriale w Bibliotece Uniwersyteckiej, kryjąc się między półkami, a Marcie zdarzało się puścić odcinek, siedząc w kawiarni. Każde warunki są dobre do pochłonięcia kolejnej porcji historii. Krystian zwykle ogląda podczas posiłku. Na jednym odcinku nigdy jednak się nie kończy. – Po obiedzie jest czas sjesty. Oczywiście z serialem. Potem jakoś tak wychodzi, że popołudnie przechodzi w wieczór i nagle orientuję się, że sześć odcinków za mną – przyznaje chłopak. Anka dopiero gdy urodziła dziecko, zrozumiała, ile czasu marnuje na oglądanie. – Obiecałam sobie, że skończę to, co właśnie oglądam, i nie zacznę żadnego nowego serialu. Po pierwsze, naprawdę już nie mam kiedy ich oglądać, a poza tym wstydzę się, że jak moja córka podrośnie, to przyłapie mnie na oglądaniu tych głupot – deklaruje.

Wstyd to uczucie, które często towarzyszy nałogowcom. Maciek, zanim sam zaczął zarywać noce dla gangu motocyklowego, wyśmiewał się z serialowych słabości swojej dziewczyny. – Długo uważałem, że serial to potworna strata czasu. Wolałem obejrzeć film albo poczytać książkę. Teraz jednak tak jak Marta siedzę nocami przed komputerem i pochłaniam kolejne odcinki. Nadal uważam, że to głupota, ale nie mogę przestać – mówi.

Czas to najważniejszy przeciwnik uzależnionych. Gdyby nie on, pewnie większość z nich nie miałaby nic przeciwko swojej serialowej słabości. W końcu przy pełnej gamie niedogodności związanych z uzależnieniem w całej sytuacji można znaleźć sporo plusów. – Mój angielski nigdy w życiu nie był tak dobry – opowiada Kasia. – Dzięki serialom poznałam mnóstwo słów i nabrałam swobody w mówieniu w tym języku – deklaruje. Krystian na serialach uczy się budowania relacji z innymi ludźmi, a Anka analizuje swoje małżeństwo. – Jedna z bohaterek „Gotowych na wszystko" jest bardzo do mnie podobna. Silna, zaborcza i często mocno ograniczająca swojego męża. Zawsze kiedy oglądam ten serial, myślę o naszym związku i błędach, które w nim popełniam – mówi. Korzyści mogą też być bardziej wymierne. Zuza dzięki „Teorii wielkiego podrywu" dowiedziała się sporo o fizyce, a Marta, śledząc „Ostry dyżur" czy „Chirurgów", pogłębiła swoją wiedzę medyczną.

Oczywiście nie ma co się oszukiwać. Serial to przede wszystkim czysta rozrywka. Nałogowcy deklarują, że nic tak ich nie potrafi zrelaksować jak odcinek przed snem. – Jeden epizod trwa od 20 do 40 minut. Akurat tyle, żeby się odprężyć. Kiedy mam do wyboru dwugodzinny film albo kilkudziesięciominutowy serial, zawsze wybiorę ten drugi – mówi Krystian. Przewaga serialu nad filmem jest oczywista. – Serial, który zwykle trwa kilka sezonów, stwarza aktorom możliwość pogłębionej kreacji postaci. Zwykle kręci się go kilka lat, więc w kolejnych odcinkach możemy obserwować nie tylko dojrzewanie aktorów, ale też zmiany w dzisiejszym świecie – opowiada.

Dzisiejsze seriale rzeczywiście potrafią być prawdziwym majstersztykiem i mają niewiele wspólnego z mydlanymi telewizyjnymi produkcjami. Często są kręcone przez znanych reżyserów i grają w nich pierwszoligowi aktorzy. Od filmu różnią się więc tylko tym, że potrafią trwać w nieskończoność.

Zimą tego roku na pewien czas zamknięto portal, którego większość Polaków używała do nielegalnego oglądania seriali. – Dobrze pamiętam ten dzień – zwierza się Krystian. – Byłem załamany. Miałem na nim wszystko. Konto premium, zakładki z ulubionymi serialami, zaznaczone najlepsze epizody. Z dnia na dzień pozbawiono mnie kawałka życia – opowiada. Kasia podobnie przeżyła strajk amerykańskich scenarzystów, kiedy to przez kilka tygodni nie produkowano nowych odcinków. – Ratowałam się czytaniem o serialach w Internecie, ale byłam zła, że tyle każą mi czekać na kolejne historie – zwierza się. Marta i Maciek nie pamiętają dnia, w którym nie obejrzeliby chociaż odcinka. Podobnie Zuza, która wyrabia normę pięciu dziennie, i Anka, która w kalendarzu ma zaznaczone dni, w których pojawiają się nowe epizody. Wszyscy deklarują, że oczywiście z dnia na dzień mogliby przestać oglądać. Tylko właściwie po co.

Kwiecień 2013

Tekst z archiwum tygodnika "Przekrój"

Żeby przestać oglądać, zaczęłam zostawiać laptopa w pracy. W komórce mam dostęp do Internetu, więc mogłam sprawdzić pocztę, rzucić okiem na Facebooka czy zobaczyć rozkład autobusów, ale serialu już się na niej nie dało oglądać. Pierwsze tygodnie były ciężkie. Powoli jednak udało mi się zwalczyć mój nałóg. Kiedyś musiałam zawsze coś obejrzeć do kolacji czy na dobranoc. Teraz sięgam po książkę. Nadal jednak boję się kusić los i trochę z przyzwyczajenia, a trochę dla zasady zostawiam komputer w biurze – opowiada Julka. Zanim jednak udało jej się w pełni wyzwolić z uzależnienia, podejmowała kilka prób. Obiecywała sobie, że będzie oglądała tylko odcinek dziennie, odłączała Internet, prosiła bliskich o zmianę hasła w komputerze. Nic to jednak nie dawało. Chęć poznania dalszych losów chirurgów z Seattle czy rozpustnika z LA była silniejsza od niej. – Potrafiłam wpaść w kilkuodcinkowy ciąg. Z każdym kolejnym obiecywałam sobie, że to już ostatni, a potem jakoś tak samo się działo, że był następny i następny. Czułam się winna, ale nie mogłam przestać – opowiada.

Pozostało 91% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla