Tekst z archiwum tygodnika "Przekrój"
Żeby przestać oglądać, zaczęłam zostawiać laptopa w pracy. W komórce mam dostęp do Internetu, więc mogłam sprawdzić pocztę, rzucić okiem na Facebooka czy zobaczyć rozkład autobusów, ale serialu już się na niej nie dało oglądać. Pierwsze tygodnie były ciężkie. Powoli jednak udało mi się zwalczyć mój nałóg. Kiedyś musiałam zawsze coś obejrzeć do kolacji czy na dobranoc. Teraz sięgam po książkę. Nadal jednak boję się kusić los i trochę z przyzwyczajenia, a trochę dla zasady zostawiam komputer w biurze – opowiada Julka. Zanim jednak udało jej się w pełni wyzwolić z uzależnienia, podejmowała kilka prób. Obiecywała sobie, że będzie oglądała tylko odcinek dziennie, odłączała Internet, prosiła bliskich o zmianę hasła w komputerze. Nic to jednak nie dawało. Chęć poznania dalszych losów chirurgów z Seattle czy rozpustnika z LA była silniejsza od niej. – Potrafiłam wpaść w kilkuodcinkowy ciąg. Z każdym kolejnym obiecywałam sobie, że to już ostatni, a potem jakoś tak samo się działo, że był następny i następny. Czułam się winna, ale nie mogłam przestać – opowiada.
Julka jest jedną z wielu. Wystarczy zobaczyć, co dzieje się w mediach społecznościowych w dniu wejścia kolejnej serii popularnego serialu „Gra o tron", żeby zrozumieć, że wkręconych są miliony. Początki uzależnienia są niewinne i zwykle zaczynają się od słowa „nuda". Kasia pierwszy serial dostała od taty. – Byłam w klasie maturalnej, kiedy kupił mi „Friendsów" na DVD. Zamknęłam się w pokoju i naraz obejrzałam cały sezon. Poprosiłam o kolejny. Co tydzień dostawałam nową płytę i zatracałam się w świecie nowojorskich przyjaciół. Kiedy skończyła się seria, zaczynałam od początku. Udawałam, że się uczę, ale w rzeczywistości cały czas myślałam o moich serialowych przyjaciołach. Kiedy poznałam mojego obecnego męża, najpierw puściłam mu mój serial. Śmialiśmy się oboje. Boję się myśleć, co by było, gdyby mu się nie spodobało. Może to brzmi głupio, ale to był dla mnie ważny test – opowiada Kasia.
Większość namiętnych oglądaczy ma problem z wymienieniem wszystkich zaliczonych seriali, wszyscy jednak doskonale pamiętają ten pierwszy. Marta Ankiersztejn we wczesnym dzieciństwie, zamiast chodzić do przedszkola, z przyszywaną babcią oglądała „Dynastię" i „Modę na sukces". Anka przypadkowo natrafiła w telewizji na „Lostów" i została z nimi na kilka kolejnych sezonów. Zuza Cichowska przypomina sobie „Ostry dyżur", na który spieszyła się po szkole, a Krystian Bogucki wspomina „Przyjaciół", którzy w jego studenckim mieszkaniu w Krakowie lecieli na okrągło. Dopóki jednak seriale były puszczane w telewizji, można było nad tym jakoś zapanować. Wszystko się zmieniło, kiedy masowo zaczęto je udostępniać w Internecie. Z dnia na dzień stały się powszechne. Dostępne w każdym miejscu i o każdej porze dnia i nocy.