Wielkie hity czy szmira

Najlepiej sprzedająca się na świecie płyta zespołu Daft Punk wzbudza skrajne oceny, również krytyków „Rz”. Spierają się Jacek Cieślak i Marcin Kube

Publikacja: 13.06.2013 09:12

Wielkie hity czy szmira

Foto: materiały prasowe

Marcin Kube

Nowy album Daft Punk to perfekcyjnie nagrana muzyczna podróż do przeszłości. Do „Random Access Memories" chce się wracać i za każdym razem ta muzyka smakuje inaczej.

Zobacz na Empik.rp.pl


Kampania reklamowa nowej płyty Francuzów przyniosła efekt. Od dwóch tygodni jest najlepiej sprzedającym się krążkiem na świecie, tylko w USA sprzedano pół miliona egzemplarzy.

Przyjęło się oczekiwać, że zawsze będą głosem nowości i prekursorskiego grania. Tymczasem Guy-Manuel de Homem-Christo i Thomas Bangalter dobiegają do czterdziestki i – jak się okazuje – nie pragną być pierwsi w wyścigu na nowe brzmienia. Porzucili sample i stroboskopową stylistykę, nie pozbyli się jednak przetworzonego cyfrowo wokalu, który jest ich znakiem rozpoznawczym.

Pierwsze, co uderza w nowej płycie Francuzów, to lista gości. Julian Casablancas z The Strokes, który po klapie ostatniej płyty swojego zespołu tutaj zalicza świetny gościnny występ w „Instant Crush". Pharrell Williams, muzyk mający na koncie występy z Madonną, Justinem Timberlakiem i Jayem-Z, stał się bohaterem największego przeboju wiosny, a pewnie też wakacji – funkującego „Get Lucky".

Znakomicie wypada też „Fragments of Time" z Toddem Edwardsem jako wokalistą. Utwór ma potencjał, by zdobyć listy przebojów. Słabiej za to prezentuje się Panda Bear z Animal Collective – „Doin' It Right" to mało wyrazista i banalna kompozycja.

Natomiast najoryginalniejszy utwór na płycie rozgrywa się wokół postaci innego muzyka – Giorgio Morodera, włoskiego kompozytora, jednego z wpływowych twórców muzyki elektronicznej, który zmienił także oblicze popu. „Giorgio by Moroder" to dźwiękowy reportaż, w którym włoski twórca opowiada o swojej muzycznej biografii. W tle narastają kolejne ścieżki elektronicznych dźwięków, by w końcu wybrzmieć w całości jako idealny dyskotekowy utwór z korzeniami w latach 70.

Francuzi z Daft Punk byli swojego czasu najbardziej rozpoznawalnymi muzykami elektronicznymi. Motocyklowe kaski i przetworzony cyfrowo wokal były znane na całym świecie, a hity jak „One More Time" czy „Around the World" brzmiały na każdej imprezie.

Na „Random Access Memories" pokazują, że osiem lat po nagraniu „Human After All" nie muszą już niczego udowadniać ani z nikim konkurować. Ze świadomością, iż stracili pozycję lidera światowej elektroniki, sięgają do inspiracji z lat 70. i 80., by zaprezentować biegłość produkcyjną. Kiedyś byli pierwsi, dzisiaj czerpią z tego korzyści, zapraszając gwiazdy i muzyczne legendy. Tak wygląda zabawa w muzykę w najlepszym wydaniu.

Jacek Cieślak

Widmo krąży po świecie – widmo szmiry, którego manifestem jest najnowszy album francuskiego duetu Daft Punk. Odżyły zmory disco lat 70. i złotego cielca hedonizmu czczonego na parkietach.

Thomas Bangalter i Guy- -Manuel de Homem Christo, tworzący Daft Punk, mają zwyczaj występować publicznie schowani za kaskami i w kostiumach robotów. Nie widać ich. Super. Szkoda tylko, że nagrywają muzykę, którą słychać. Mamy bowiem do strawienia dyskotekowo-funkowy pasztet w stylu lat 70., który upiekli za ponad milion dolarów.

Mogli nagrać swoje „arcydzieła" na domowym komputerze, tymczasem szpanowali w pięciu studiach na świecie. Już całkiem nie wiadomo dlaczego – w słynnym nowojorskim Electric Lady. Pewnie dlatego, by Jimi Hendrix, które je założył, przewracał się w grobie.

Bo Daft Punk są najlepsi w marketingu. Nie dziwi nic. Kiedy sprzedaje się muzyczne nic – trzeba być mocnym w piarze. Powstała płyta muzyków, dla których historia muzyki zaczyna się i kończy na Donnie Summer.  Istotę ich egzystencji stanowi weekendowe wyjście do klubu, tak jak dla bohatera „Gorączki sobotniej nocy". Ich życiowe credo wyśpiewuje cieniutkim głosem Pharell Williams: Trzeba wyzwolić się w tańcu. Jakie to głębokie!

Muzycznej papce towarzyszy dyskotekowa martyrologia. Na jej pierwszoplanowanego bohatera wyrasta mistrz disco Giorgio Moroder. Włoch działający w Monachium! Jego monologu wkomponowanego w muzykę Daft Punk nie wymyśliliby prześmiewcy z „Monty Pythona". Proszę sobie wyobrazić, że Moroder, aby występować w dyskotece, musiał przespać jedną noc w samochodzie. I pewnie nie był to najnowszy model mercedesa z podgrzewanymi fotelami. Straszny dramat. I bezprecedensowe poświęcenie dla sztuki.

Wspomnieniu Morodera Daft Punk nadali niepowtarzalną oprawę. Obejmującą trzy dekady opowieść nagrali w ten sposób, by każda jej część zarejestrowana była przez mikrofon z czasu odpowiadającego wspomnieniom. Muzycy przyznają, że mało kto to usłyszy, ale oni bawili się świetnie.

Każda kompozycja jest muzyczną mistyfikacją współtworzoną przez byłych i dzisiejszych bohaterów muzycznej pustki zwanej dziś na wyrost electropopem. Są wśród nich Nile Rodgers z grupy Chic czy Panda Bear z Animal Collective.

Całość Daft Punk podsumowali stwierdzeniem nadętym jak balon ich pychy. Porównali swój muzyczny plastik do „The Dark Side Of The Moon" Pink Floyd oraz „Sierżanta Pieprza" Beatlesów. Tak, panowie – domy wariatów przepełnione są Napoleonami.

Marcin Kube

Nowy album Daft Punk to perfekcyjnie nagrana muzyczna podróż do przeszłości. Do „Random Access Memories" chce się wracać i za każdym razem ta muzyka smakuje inaczej.

Pozostało 96% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"