Call of Juarez: Gunslinger
Jakie są charakterystyczne cechy westernu, jego bohaterów i fabuły? Szlachetność i dążenie do stanowienia prawa? Uganianie się za złotem i cudzymi pieniędzmi? Perfekcyjne posługiwanie się bronią i pełne przesady legendy? Twórcy słynnej serii wybrali ostatnią odpowiedź i przy pomocy bardzo prostych środków stworzyli niesamowitą grę, w której strzela się tak samo dobrze, jak słucha barowych mitów o heroicznych wyczynach.
Niedościgniony western... po polsku
Chociaż kino PRL-u doczekało się tak zwanego „polskiego westernu", każdy kto obejrzał amerykański oryginał mógł spojrzeć na rodzime dzieła z mocnym dystansem - a na deklarację próby konkurowania z Hollywoodem wybuchnąć głośnym śmiechem. Cóż, jeśli chodzi o kino akcji to od Stanów wciąż dzieli nas podobna odległość, ale sytuacja wygląda całkowicie odwrotnie jeśli chodzi o inną gałąź rozrywki. Oto bowiem polscy twórcy gier wideo, a konkretnie wrocławskie studio Techland, stali się niekwestionowanymi królami produkcji o tematyce Dzikiego Zachodu. I do tego popularność ich gier jest nieporównanie większa za granicą, niż w kraju.
Stworzona przez Techland seria Call of Juarez pojawiła się w 2006 roku, od początku dystrybuowana na całym świecie przez ogromny koncern Ubisoft, i doczekała się trzech części. Pierwsze dwie związane były ściśle ze stylistyką amerykańskich „dzikich pól", trzecia odeszła od schematu przenosząc potomka poprzednich bohaterów w czasy współczesne - do „miejskiej dżungli". Pomysł na tę ostatnią okazał się z grubsza chybiony, większość dziennikarzy i graczy wyraziła swoje spore niezadowolenie krytykując zarówno fabularne tło, jak i mechanikę gry. Oczywiste stało się, że kolejna odsłona będzie powrotem do korzeni. Chyba jednak nikt nie spodziewał się, że twórcy zrobią to z taką klasą.
Rewolwery i banialuki