Pamiętam skandal, kiedy ktoś, kto nie dostał nagrody (Zygmunt Kubiak), wyszedł trzaskając drzwiami. Uszczypliwe komentarze w mediach a propos Czesława Miłosza, że wyróżniono go za jedną z najsłabszych książek w dorobku. I ataki na laureatów w mediach niechętnych przyznającej wyróżnienie „Gazecie Wyborczej", np. na Dorotę Masłowską czy Wojciecha Kuczoka.
Z dzisiejszej perspektywy to bardzo odległa przeszłość. Bo, powiedzmy sobie szczerze, kto dziś zna nazwisko ostatniego laureata NIKE (Marek Bieńczyk)? Nie mówiąc o jeszcze wcześniejszych (Marian Pilot, Tadeusz Słobodzianek, Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki). I kto dziś nerwowo wyczekuje pierwszej niedzieli października? Ponieważ udzielanie odpowiedzi na pytania retoryczne nie jest zajęciem dla inteligentnego człowieka, chciałbym tylko dodać, że nawet ludzie komentujący życie literackie niespecjalnie się NIKE emocjonują. Tak jak innymi polskimi nagrodami.