I niekoniecznie trzeba by się skupiać na próbach odpowiedzi na, popularne w moich czasach licealnych pytanie, co było lepsze: książka czy film (pamiętam zresztą, że wtedy często uważaliśmy, że jednak książka i ciekaw jestem czy dla dzisiejszych licealistów to w ogóle jest temat do rozmowy).
Tak czy owak przekładanie tekstu na język obrazu jest procesem fascynującym. Podobnie jak tropienie wpływu narracji filmowej na tę literacką. Ale o tym innym razem. Dziś skupmy się na zjawisku szczególnym i, mam wrażenie, specyficznie polskim, czyli na powieściach, których punktem wyjścia były niezrealizowane scenariusze. Żeby było jasne: nie chodzi mi o jakieś gnioty pisane przez mało znanych autorów podpięte pod popularny serial czy konwencję komedii romantycznej. Myślę o książkach głośnych i czasem ważnych artystycznie, stworzonych przez autorów wybitnych i popularnych.
Takich jak Andrzej Bart, autor głośnego „Rien ne va plus" i niedocenionego „Pociągu do podróży", który wydał właśnie powieść „Bezdech".