Niektórzy powtarzają nawet jak mantrę „Wiosna, panie sierżancie", chociaż wspomniany film jest reliktem przeszłości, a dziś w polskiej policji sami komisarze i nadinspektorzy.
Choćby próbowali pilnować porządku publicznego, nie uda się im zapobiec wszystkim przejawom pobudzonego wiosną popędu seksualnego, który coraz częściej objawia się w miejscach publicznych. Nie mówię, że na placach i w parkach dochodzi do aktów miłosnych. Golasów, tak jak na plaży nudystycznej w monachijskim Ogrodzie Angielskim, jeszcze u nas nie ma.
Ale przechadzając się ostatnio po pięknych Katowicach, tuż przy dworcowej galerii, która przyciąga wielu młodych ludzi spragnionych dóbr konsumpcyjnych, byłem świadkiem ewidentnej erotycznej próby. Kolega na oczach grupy rówieśników chwycił koleżankę wpół i wpił się jej w usta, tarasując na chwilę wejście do galerii. Stali tak młodzi ze zwartymi ustami dłuższy moment, po czym chłopak odskoczył, z nieskrywanym zawodem krzycząc: „Chciałem się z tobą przelizać!". Chciał, ale dziewczyna się nie przelizała.
Nie wiem, drogi Czytelniku, na jakim etapie śledziłeś historię zmiany nazwy romantycznego niegdyś pocałunku. W swoich czasach młodzieńczych słyszałem już pytania: „Lizaliście się?". Lizać się znaczyło całować. Teraz młodzież woli się przelizać. A choćby i nawet przed galerią handlową.
Jacek Cieślak